wtorek, 15 grudnia 2009

I chciej być pozytywnym...

Ostatnio prowadzę rozważania nad turystyką jako dialogiem kultur. Żeby dokładnie zobrazować różnice kulturowe wybrałam dwie skrajności. Japonię I USA. Ponieważ omawiając kulturę tej pierwszej wypowiadałam się praktycznie w superlatywach i obalałam stereotypy, postanowiłam raz napisać coś pozytywnego o Stanach Zjednoczonych. Nieopatrznie pochwaliłam się tym mojej połówce i oto prezentuję jego pogląd w tym temacie. Zastanawiam się czy nie zacytować go w pracy powołując się na znawców przedmiotu:)
Uwaga cytuję mojego osobistego eksperta:
Kultura USA: Ciężko mówić w odniesieniu do kraju, który najpierw wytrzebił lokalną ludność a potem chwali się historią krótszą niż większości lepszych browarów.
A, i jeszcze wyoutsourcował całą wiedzę technologiczną do chin i indii i teraz zastanawia się skąd zapłacić rachunek za kredyt
Bo się Hamerykanie dziwią że Chiny się rozwijają a kto robi wszystko Made in China? Chiny mają przemysł (dzięki Amerykanom), technologię (dzieki amerykanom), pieniądze (dzięki amerykanom)...... i akty własności całkiem sporej części USA i teraz USA nie ma jak zapłacić...
Kultura USA: W 2015 roku zapanował komunizm CHrL
Opadło mi co mogło, dzisiaj już żadnych pozytywów nie będzie...

piątek, 4 grudnia 2009

Kultura, płeć i ja

Ależ naukowo zabrzmiało:) Spokojnie nie będę cytować znawców przedmiotu, chociaż... Wyczytałam dzisiaj, w naukowym opracowaniu, że "ja" definiowane jest w oparciu o kulturę w jakiej się człowiek wychowuje i płeć jaką posiada. W sumie co do kultury, dyskutowała nie będę chociaż mogłabym bez końca. Interesuje mnie płeć!!! Czy ja, zdefiniowałam moje "ja" w oparciu na moją płeć? Zasadniczo, chyba tak. Właśnie, zasadniczo. Ja jako przykład się nie liczę, bo generalnie jestem zakręcona jak słoik na zimę:) Jestem w mniejszości, ale jakoś sobie radzę. Mam jednak pytanie. Co ma powiedzieć człowiek, który urodził się facetem a w swojej świadomości jest kobietą? W drugim kierunku, mam takie samo pytanie:) Jak wtedy zdefiniować "ja"?
Oczywiście w oparciu, o psychiczne przekonanie płci! I tutaj wkracza kultura. Niestety. Miało jej nie być, ale wygląda na to, że niełatwo ją wyeliminować. Magda chciałaby zlikwidować coś co istnieje od zawsze:) A co, spróbować należy:) No i ta kultura, za cholerę nie pozwoli na zdefiniowanie swojego ja, według swojej wewnętrznej płci. Jeżeli zdefiniujesz, to albo jesteś sam, albo uważają inni, że jesteś nienormalny. Ehhhh, płeć widać w niczym nie przeszkadza, ale na cholerę nam ta kultura???

czwartek, 26 listopada 2009

Pustak ciąg dalszy...

Może nie do końca, może niezupełnie, ale coś ostatnio rzadko przesuwają mi się obrazki przed oczyma i jeszcze rzadziej boli mnie głowa!!! Jednym słowem mówiąc: myślenie nie jest moją najmocniejszą stroną.
Nie powiem, ostatnie trzy dni nie było najgorzej. Spłodziłam trzydzieści stron! Temat masakra. Stany Zjednoczone w walce z terroryzmem. Na dzień dobry podeszłam bardzo poważnie do tematu. Myślę sobie, ależ będzie wątków!!! I po kilku godzinach - rozczarowanie. Ale jakie!!! Toż to oni nic nie robią!!! Zostawić im trzeba, że torturują jeńców podejrzanych o terroryzm i swoich obywateli pozbawiają praw, zaglądając im nawet do kart zdrowia i kart bibliotecznych. Ehhhh.... No i przywaliłam w tej pracy dosyć dokładnie. Zaznaczyłam jedynie kończąc swoje wypociny, że wszystkie wnioski są prywatnymi opiniami autora:)
I po takich zmaganiach, dzisiaj znowu jakaś dupa!!! Nic, żadna myśl, żaden wątek, nic, nic, nic...
Czyżbym znowu musiała przeczekać? A może człowiek już do reszty zdurniał i tak zostanie? Może już tak do uśmiechniętej śmierci zostanę sobie pustakiem? Hahahaha... znowu zadaje pytania. Ostatnio coś za dużo, moim zdaniem, mam pytań. A jak zabraknie mi czasu na znalezienie na nie odpowiedzi?

poniedziałek, 23 listopada 2009

Pustak

Tytuł miał brzmieć: Pustak. Napisało się (samo się napisało, bardzo stylistycznie Magda) pustak i niech tak pozostanie!!!
Jestem absolutnym pustakiem. Przekombinowałam w zeszłym tygodniu z pisaniem. Wyrzuciłam sobie w kosmos 30 stron pracy (wiadomo word mądrzejszy od użytkownika, więc nie odzyskałam) i chciał nie chciał w pięć dni musiałam machnąć 70 stron.
W sobotę fakt, odpoczęłam!!! Wczoraj spróbowałam coś spłodzić, hurra udało się całe 5 stron!!! Pomyślałam: dobra moja, dam radę.
Albo za szybko się ucieszyłam, albo moja muza (cholera jedna) gdzieś polazła!!!
I teraz pytanie: poszukać jej i błagać żeby wróciła, czy dać jej spokój i poczekać aż sama zechce wrócić? No nie wiem... Hmm...
A niech sobie cholera pobryka, dam jej dzisiaj święty spokój i pobędę sobie do jutra pustakiem. Tak, nie kobietą z pustką w głowie, ale właśnie pustakiem:) Wypada mi jedynie mieć nadzieję, że nie jest to stan trwały. Chociaż.... tak jest łatwiej:)

niedziela, 15 listopada 2009

Wiedza - zbawienie czy przekleństwo?

Od z górką dwóch lat moim drugim zawodem stało się pisanie. Oprócz blodzenia i jakichś marnych początków, jakichś moich osobistych wypocin, stałam się domorosłym ekspertem pisania prac naukowych:)
Samo przez się, stało się tak, że niezależnie od mojej woli zaczęłam zdobywać wiedzę i poszerzać zasób słownictwa. Szczerze, wiele z tej wiedzy zapewne nigdy mi się nie przyda, ale zauważyłam, że zaczyna się i to mocno przydawać moim znajomym. To już coś!!!
Nie zaprzeczam, że ja ją także wykorzystuję, ale zazwyczaj do wymądrzania się:)
I właśnie w tym momencie rodzi się tytułowe pytanie. Czy to dobrze, że ją posiadłam, tę ową wiedzę (i posiadam codziennie więcej), czy lepiej byłoby jej nie mieć?
Odpowiedź wydaje się być banalnie prostą: wiedza jest ogólnie pożądaną sprawą!
Okazuje się, że niekoniecznie. Zaczynam rozmawiać z kimś kogo wcześniej nie znałam i... Ehhhh.... Jest zajebiaszczo jeżeli to osoba, która ma jakieś pasje, zainteresowania albo w ogóle cokolwiek. Gorzej, kiedy okazuje się być kimś banalnym, nudzi mnie natychmiast wręcz śmiertelnie!!!
Jasno widać, że wiedza i poszerzone horyzonty często utrudniają kontakt z innymi. Tak czy owak, ja nie zrezygnuję z tego co mam i więcej, będę zdobywała tego więcej:) Szczęściem niezaprzeczalnym jest fakt, że blisko siebie posiadam ciekawych i inteligentnych ludzi:)

piątek, 13 listopada 2009

Mądrzenia sie ciąg dalszy...

Skoro mój osobisty facet twierdzi, że ciężko żyć z mądralą, to podaję do jego osobistej wiadomości, że najdalej jutro lub pojutrze będę pisała o możliwościach prowadzenia działalności gospodarczej, o walce Stanów Zjednoczonych z terroryzmem oraz pyknę recenzję książki pod tytułem: Ukraina pomiędzy Rosją a Polską:) I jak się tu nie mądrzyć?:)
Prawdę jednak rzekłszy to powyższe stwierdzenie Miśka, to taki przytyk, który można skierować również w jego stronę. Teraz siedzi przed kompem, gra w swoją ukochaną grę, programuje i gada przez telefon. Nadmienić jeszcze muszę, że to rozmowa ze Szwajcarem, prowadzona w języku angielskim!!! I kto tu jest mądralą?
Dobraliśmy się jak w korcu maku:) jak dwie połówki jabłka, a Leośka rzekłaby: jaki szedł takiego spotkał:) Pocieszającym jest fakt, że nie weszliśmy w posiadanie dzieci. Aż boję się pomyśleć, jak wymądrzałby się taki mały obsraniec:)
Dobra, zarządzam weekend, o tym wymądrzaniu jeszcze pomyślę, myślę jednak, że "bez pał litra etowo nie rozbieriosz":)

czwartek, 12 listopada 2009

Brak zdziwienia

Im dłużej człek przebywa na tym łez padole, tym mniej dziwi się światu. Tak mówią mądrzy tego świata. Ja natomiast, jak zwykle inaczej niż wszyscy, oczywiście dziwię się wszystkiemu oprócz swojego zakręcenia! Kiedy byłam maleństwem, podobno nikt ze mną nie mógł wytrzymać (szczerze wierzę) i babcia uspokajała rodziców, że jak skończę trzy lata to mi przejdzie. Później z trzech zrobiło się siedem i tak dalej. Kiedy kończyłam szkołę średnią, mówiłam sobie: Magda należy dorosnąć!!! Na mówieniu się skończyło. Zero kobiecej dojrzałości! Null absolutny skupienia i zaangażowania w jakikolwiek temat bądź działanie. Wszystko po trochu i po łebkach. Matko kochana, toż to przecież już stara bab jestem. Czasami, tak żeby nie było absolutnej wiochy, trochę udaje, że w końcu dorosłam. Wstyd przecież przed chłopem i rodziną. Prawdę należy rzec, że kto jak kto, ale mój chłop na to udawanie nabrać się nie da. Czasami żałuję, że jest tak inteligentny:)
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie mogę być normalna i skupiać się na jednej rzeczy na jeden raz. No bo jak? Dzisiaj pisałam na temat aktów stanu cywilnego, pozycji społeczno-ekonomicznej kobiet w Polsce XXI wieku, a na koniec przejrzałam książkę pod tytułem "Stosunki międzynarodowe w regionie Azji i Pacyfiku". Machnę jej recenzję, a co mi tam:) Czuję sie absolutnie usprawiedliwiona.

wtorek, 10 listopada 2009

Niepodlegli

Krzyczymy jak to bardzo jesteśmy niepodlegli. Żyjemy w demokratycznym państwie, mam wolność słowa, wolność wyznania i jakiej tam jeszcze wolności chcemy sobie zażyczyć. I dobrze! Nasi pradziadowie w końcu o to walczyli!
Jednak moim skromnym zdaniem, które absolutnie nie jest obiektywne, ale o tyle ważne, że moje, bo dla mnie moje zdanie jest dosyć ważne, ci rzeczeni dziadowie w grobie nam się przewracają!
Nie przyjmuję żadnych wyrazów oburzenia, ponieważ wiem, że tak jest na pewno!
Świętujemy dzień odzyskania niepodległości piekąc indyka! No ja pierdziu, czy indyk jest naszą potrawą narodową? To po to potrzebna nam była ta cała wolność, żeby się tak sobie oddać amerykanom? Czy my nie mamy naszych królików, gęsi czy kaczek? Nie wspomnę już o tym, że amerykanie żrą tego indyka w Święto Dziękczynienia, a nie w Dzień Niepodległości!
To jeszcze nic! Czytam program telewizyjny i co moje oczy widzą? Oczywiście o 20.00 startuje film "Dzień niepodległości". I fajnie, bo film generalnie dobry, ale na litość boską główną postacią nie jest niestety marszałek Józef Piłsudski! A może to ja nie znam naszej historii i może rzeczywiście Polska swoją wolność zawdzięcza wysokiemu, przystojnemu murzynowi??????

niedziela, 8 listopada 2009

Bez tytułu

Dzisiaj Misiek powiedział: Jesteś aniołem Kiciu, co ja bym bez Ciebie zrobił? To miłe, prawda?
Prze chwilę zastanowiłam się nad odpowiedzią i pomyślałam, że pewnie miałby normalną, zrównoważoną żonę:)
Czasami myślę sobie, co on bidoczek zrobił w poprzednim wcieleniu, że został skazany na mnie? Bo czym ja sobie zasłużyłam na dobrego męża, to przecież jest ogólnie wiadome:) Jeżeli nawet ta wiedza nie ma zasięgu globalnego, a jedynie lokalny, to i tak rozwodzić się nad tym nie mam zamiaru.
Ogólnie rzecz ujmując, w ogóle nie będę się nad niczym rozwodziła. Dlaczego? To proste, ponieważ ostatnio aż nazbyt zafilozofiłam. To straszne, sama się przestraszyłam, że zrobił się ze mnie taki chłopski filozof:) Dlatego też tak mi przyszło do głowy (no bo gdzie miało przyjść) i nawet trafiło chyba nie obok, że będę studiowała filozofię:)
W sumie mogę skończyć następujące kierunki: zarządzanie i marketing, japonistyka, stosunki międzynarodowe, obronę międzynarodową, transport i spedycję, PR, reklamę, że o socjologii i psychologii nie wspomnę:) Niedawno facet, który nawet mnie nie zna, nazwał mnie "wykształconą paniusią". Niech tam, obrażała się nie będę, ale może dać mu do tego jakąś rzetelna podstawę? Hmmmmm.....

piątek, 6 listopada 2009

Normalna kobieta

Kilka dni wcześniej ustalone zostało jaka kobieta jest idealną żoną. Nieskromnie przypomnę, że stwierdzono również kto nią jest:)
Dzisiaj zastanawiam się, jaka to jest: normalna kobieta!
Dla wielu to ktoś taki, kto:
a) wyszedł za mąż,
b) urodził dzieci,
c) pracuje,
d) pierze, gotuje, sprząta,
e) spotyka się z koleżankami i narzeka, że nie ma czasu, że mąż myśli tylko o seksie, że na niewiele im starcza, że dzieci nie chcą się uczyć.......wszystkiego nie wyliczę!!!
Dla innych normalną kobietą jest piękna, zadbana blondynka, koniecznie w szpilkach, uśmiechnięta i raczej szukająca rozumku!
Jeszcze inni widząc stanowczą Szefową, która absolutnie nie znosi sprzeciwu, mówią: i to jest właśnie normalna kobieta.
Dla mnie normalna kobieta (moje zdanie nie jest obiektywne, bo podobno moja płeć jest żeńska), to taka, która ma trosze z każdej wyżej opisanych!
To trochę żona, trochę matka, po części szefowa, po części kochanka, dobry przyjaciel ze zwariowanymi pomysłami, no i w końcu musi w niej zostać odrobinę dziecka. Uuuuu, widzę, że wyszła mi jakaś wybuchowa raczej mieszanka:) Trudno. Jak mawiał profesor Wódz: co dla jednych jest patologią, dla innych jest normą:) Ze spokojnym sumieniem mogę zapodać stwierdzenie, że w wielu kręgach naszych rodaków, bezsprzecznie moge uchodzić za patologię:)

czwartek, 5 listopada 2009

Filozowania ciąg dalszy

Słucham i oglądam Fakty TVN. Może niekoniecznie jestem oryginalna, ale racją jest, że każdy obywatel chociażby pokrótce, powinien wiedzieć co dzieje się u nas i w świecie. Zresztą w świecie to też u nas:)
Oglądam więc te fakty i czekam oczywiście na materiał Darka. Bo Ten to albo na wojnie, albo w służbach mundurowych. A tak na marginesie, ciekawe czy taki materiał Mu przydzielają, czy sam je wybiera, z tak zwanego sentymentu? Ale ja nie o tym dzisiaj. Darek zastanawia się czy słynny szef CBA jest nadal funkcjonariuszem, czy wraz ze stanowiskiem stracił także pracę. Prawdy bidoczek nie dociekł, czemu w naszej ojczyźnie trudno się dziwić.
Nie wiem jak to jest z najtajniejszymi służbami Rzeczypospolitej, ale wiem jak to jest w innych służbach. Po cichutku przyznam się, że nie jeden raz powtarzałam, że komendantem się bywa, a policjantem się jest. Czy jeżeli generał Jaruzelski przestał być dowódcą jakiejś jednostki wojskowej, to znaczy, że przestał być żołnierzem? No nie!
Biorąc jednak pod uwagę to, że owa firma jest absolutnie bardziej elitarna niż inne, że jest tak utajniona, że baby w finansowym pewnie nie wiedzą komu przesyłają pensje na konta, to może jak przestaje się być jej szefem, to w ogóle przestaje się istnieć...

środa, 4 listopada 2009

Bez filozowania

Usłyszałam ostatnio: Ależ dzisiaj filozujesz! Dobra, zatem już nie będę. To znaczy oczywiście, że będę, ale może nie dzisiaj:)
Dzisiaj jeszcze dogorywam z grypą w łóżku i uwaga, rozpatruję działania Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych w walce z terroryzmem. No i nie filozuj człowieku. Ale żeby nie brzmiało zbyt poważnie, to w tak zwanym międzyczasie gotuję rosół:)
Wracając jednak do tego terroryzmu. To mam pytanie. Dlaczego Amerykanie tak krzyczą na tych bidoczków terrorystów? Przecież sami wyhodowali żmiję na własnym łonie!! Kto ich finansował, żeby dali w dupę Ruskim? No nie kto inny, jak demokratyczne rządy "ukochanych Stanów Zjednoczonych". Słowa więcej nie powiem, bo jeżeli agenci CBA czytają blogi, to może się zdarzyć, że zamkną mnie, wymyślając, że wiem coś więcej, albo nie daj Bóg oskarżą mnie o współpracę z Al-Kaidą.
Żeby nie zmieniać zbyt bardzo tematu, to czytam właśnie ostatnią Chmielewską. I tak mi się teraz skojarzyło, że nasi smutni panowie z CBA raczej kryminały winni pisać. W końcu wszędzie znajdą aferę, więc wyobraźnię mają co najmniej tak bujną jak Pani Joanna. Ile pożytku mogłoby być z takiego działania! W żaden sposób nie ucierpiałby niewinny człowiek, a z drugiej strony pobieraliby (ci agenci) tantiemy ze sprzedaży książek, a nie wysokie pensje z naszych podatków.
Ehhh, miałam nie filozować, może jutro...

poniedziałek, 2 listopada 2009

Się zgubiłam

Zaczęłam myśleć i zapomniałam, że proces ten może być niebezpieczny. Niebezpieczny nie tylko dla otoczenia, ale przede wszystkim dla mnie samej.
No i się zgubiłam! Gdzie? No jak to gdzie? No w potoku myśli, ehhh....
Do jakiej motywującej książki nie zajrzysz, znajdziesz słowa: walcz o to co chcesz osiągnąć! Wyznaczaj sobie cele, miej marzenia. I gitara. Ja to wszytko rozumiem, cele wyznaczone, marzenia, a jakże sięgają chmur. Zaczęłam walczyć i co? I lipa! Walczysz o coś, o kogoś, a cel sam w sobie coraz dalej. Napisano jednak - nie poddawaj się! Małymi kroczkami, na pewno dojdziesz tam gdzie chcesz! Dobra, niechaj będzie. Przyznam się, że ta metoda, w moim wydaniu jest w fazie testowania, to też póki co się na jej temat nie wypowiadam. Może się okazać, że jest skuteczna i wyjdę na ostatnią kretynkę, wymądrzając się na początku:)
Wracając do tego mojego zgubienia. Zauważyłam jednak, że żadna książka nie zawiera przepisu na życie! Z mojego doświadczenia bowiem wynika, że często jest tak, że osiągasz coś, dopiero wtedy kiedy przestaje Ci na tym zależeć. Jeszcze częściej zdarza się tak, że im mniej żądasz, tym więcej dostajesz!
Stąd właśnie moje zgubienie. Walczyć, czy nie! Żądać czy nie! Przeć do celu, czy lajtowo czekac co przyniesie nowy dzień, tydzień, rok...? Nie wiem!

niedziela, 1 listopada 2009

Magda, Magdalena, Małysia

Muszę niestety wrócić do początku. Do tego, że do jasnej cholery nie radzę sobie z tą nieokiełznaną trójcą. Kiedy Magdalena mówi: daj spokój, bądź wyrozumiała, nie nadymaj się, nie płacz, nie krzycz i tak dalej... Wtedy Małysia idzie do kącika i buczy jak nie przymierzając dwa roje wściekłych szerszeni!!! Nie idzie jej uspokoić, wytłumaczyć. Jak jest nieszczęśliwa, to absolutnie skrajnie, jak ma powód do szczęścia, jest jak lawina, też jej nie powstrzymasz. Dobrze jest, jeżeli gdzieś w pobliżu jest Magda. Tylko ona jedna potrafi coś lekko wypośrodkować.
Później dziwi ją fakt, że wielu ludzi nie potrafi z nią wytrzymać!!! No bo dlaczego? Przecież wszystko jest w porządku. Przecież jest chodzącym ideałem!!!
Tak, aniołem nawet rzekłabym tyle, że z czarną dupą!!!
Wszystko to nic. Co jednak ma powiedzieć ktoś kto skazany jest na życie z nimi wszystkimi?
Zazwyczaj bidoczek nie wypowiada się w tej kwestii:) Na pytania pod tytułem: Misiek, ale powiedz, jestem przecież normalną kobietą, prawda? - pada odpowiedź: Kiciu kocham Cię i nigdy się z Tobą nie nudzę:) Trafił mi się dyplomata:)

sobota, 31 października 2009

Nostalgicznie

Cała Polska ruszyła żeby, jak to podają media, "odwiedzić swoich bliskich". Cholera jasna mnie bierze, kiedy nadchodzi pierwszego listopada!!
Dlaczego? To proste. Ja rozumiem, że wielu ludzi jedzie do miejsc, gdzie "leżą" ich najbliżsi, z potrzeby serca. Obawiam się jednak, że są tacy (i to jest ich nie mało), którzy przemierzają pół kraju, żeby pokazać się na cmentarzu. Po co? No jak to po co? Bo co powiedzą inni.
Mnie szczęśliwie nie interesuje, co powiedzą inni. Pamiętam o swoich bliskich codziennie, często palę im świece, tak po prostu, w domu. Na ich groby jadę wtedy kiedy mam taką możliwość, albo kiedy poczuję, że już bardzo chcę się z nimi "spotkać".
Ja rozumiem, że tradycja, ja rozumiem, że jestem jednostką społeczną, że powinnam szanować ogólnie uznane normy zwyczajowe i tak dalej... Kto jednak powiedział, że nie można być odrobinę nonkonformistą?
Ja nim jestem. Nie zawsze, nie w każdym działaniu, ale dosyć często. Nie ukrywam, że praktycznie zawsze sprawia mi to przyjemność:) Nikogo z moich znajomych raczej to nie dziwi, w końcu czego można się spodziewać po rudej, wrednej maUpie?:)

wtorek, 27 października 2009

Politycznie

Czytam i słucham informacji o tym, co dzieje się w naszej kochanej ojczyźnie. No, bez komentarza! Dlaczego ja nie zostałam politykiem? No Magda, jak było można. Zatraciłam taką szansę, na nicnierobienie! Jestem na siebie absolutnie wściekła!!! Absolutnie. Co prawda stare przysłowie pszczół mówi, że nie ma co wylewać łez nad rozlanym mlekiem, to jednak, wierzcie mi trudno się pogodzić.
Zadaję sobie pytanie, jakie umiejętności musi posiadać polski polityk? Przykro mi stwierdzić, ale doszukuję się tylko jednej. Musi mieć perfekcyjnie wykształcony zmysł oszukiwania. Wszystkich, łącznie z samym sobą. Patrzę na jednego z drugim (nazwisk nie ujawnię, bo sami rozumiecie: CBA, CBŚ, AW, ABW i cholera wie co jeszcze) i myślę sobie, kurde on wierzy w to co mówi!!!
Paranoja!
I w takim właśnie momencie zaczynam mniej żałować, że nie wybrałam politycznej kariery. Prawdą jest, że kłamstwa uczyłam się od arcymistrza tej dziedziny, ale nawet on nie posiadał umiejętności wiary w swoje "subiektywne prawdy". Może gdybym poćwiczyła w Sejmie czy Senacie? Kto wie?
Najwyżej, gdyby mi nie wyszło, zostałabym Eurodeputowanym:) Chociaż...

poniedziałek, 26 października 2009

Gówno w oceanie wiedzy

Kiedyś śmiałam się słysząc słowa mojego promotora, skądinąd profesora zwyczajnego, który mówił, że magister to gówno w oceanie wiedzy, a doktor to takie samo gówno tyle, że dopłynęło bliżej brzegu. Wysnuliśmy wtedy wniosek, że profesor również jest gównem, ale będącym już na brzegu oceanu.
Dzisiaj, dziesięć lat po studiach, zdaje sobie sprawę, jak bliscy absolutnej prawdy byliśmy:)
Profesor, zazwyczaj każdy, ma w głowie mnóstwo danych, ale najważniejsze jest to, że ma pokorę. Dotyczy ona zarówno samej wiedzy jak i życia. Co więcej, próbuje zrozumieć swojego studenta, często nawet mu pomóc.
Co do tytułu naukowego "doktora" jak i do ludzi, którzy go posiadają, mam bardzo mieszane uczucia! Dlaczego? Bo jedni z nich są bliżej profesora, inni niestety bliżej magistra!!!
Zapytacie, dlaczego niestety?
Już spieszę z odpowiedzią!!!
Nie ma nic gorszego jak gówniany magister (najgorzej taki, który skończył studia w szkole dłuższej niż wyższej), który jest absolutnie pewien, że ma patent na nieograniczony zasób wiedzy, we wszystkich dziedzinach naukowych!!! Koszmar, tragedia, chamstwo i drobnomieszczaństwo. Zaprawdę powiadam Wam, wszyscy studenci Rzeczypospolitej, strzeżcie się wykładowców posiadających naukowy tytuł magistra:) Informuję Was również, że ja, mając praktyczne doświadczenie, w żadnym razie nie ośmielam się "magistra" nazywać tytułem naukowym!!!

niedziela, 25 października 2009

Ideały

Jaka żona jest żoną idealną?
Chociażby taka, która gotuje dobry obiadek i nie drze mordy na męża, że siedzi przy kompie ze słuchawkami na uszach!!!
Na przykład taka, która jedzie z mężem na zakupy i uwaga, podstawowym kupowanym produktem jest dobre mięso, na dobry posiłek dla jej Pana!!!
Idealna żona nie robi wymówek mężowi kiedy On dostaje kwiaty i upominki od innego faceta!!!
Nie wydzwania z częstotliwością piętnastominutową, kiedy chłop wybierze się z kumplami na piwo!!!
Dba o Jego wizerunek, uspokaja i głaszcze.
W końcu ideał drugiej połówki zabiera męża do dobrej restauracji, na dobre śniadanie, dbając by posiłki podawały niezłe dupcie. Pozwala mu się dobrze najeść i napatrzeć:)
Uwaga!!!
W tym oto miejscu skromnie stwierdzić muszę: JESTEM IDEALNĄ ŻONĄ:)

piątek, 23 października 2009

Powroty

Za oknem spadające liście z drzew i mżawka. Jakie myśli w głowie? Oczywiście Lazurowe Wybrzeże. Ciekawi mnie dlaczego wielu ludzi było w jakimś miejscu raz, zobaczyło i już. Ja uwielbiam wracać do ulubionych miejsc i to nie tylko w marzeniach. Jawa jest zdecydowanie lepsza:) Każdy z nas ma prawo do spełniania marzeń (tylko nie mówcie, że to niewykonalne), więc ja właśnie zamierzam to robić!!!
Lecimy do Nicei na karnawał, czwarty raz, więc można rzec, że to taka mała tradycja. Tradycyjnie jednak spędzaliśmy tam cztery no max pięć dni. W roku 2010 idziemy na całość. Dziesięć dni we Francji. Burżuje:) Hotel zarezerwowany, z tarasem. Będę mogła dzielić się francuskim śniadaniem z żebrakami (czytaj z mewami). W planach jest także święto cytryn w Menthon i jeden dzień w najbardziej romantycznym mieście świata - Paryżu!!! Bardzo cicho dodam, że ja oczywiście wybieram się do Eze (zapas perfum się kończy, haha). Tyle, że to jest tajemnica. Inaczej moja połówka przez następne miesiące będzie zastanawiała się jak odwieść mnie od tego niecnego zamiaru:) Bidoczek:)
I tym właśnie, prostym sposobem łatwiej będzie przeczekać burą jesień i mroźną zimę!!! Polecam!!!

czwartek, 22 października 2009

Aksjomat

Jednym z najbardziej znanych aksjomatów, jest aksjomat Archimedesa. To właśnie tenże starożytny myśliciel rzekł był: "Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię". Ja jednak dzisiaj nie o aksjomacie starożytnego naukowca, ale nowożytnego filozofa, czyli o aksjomacie Magdy. No może Magdaleny, albo Rudej, nieważne, w każdym razie którejś z nich. Mhm.
Przyjaciele i znajomi mówią: Magda napisz książkę!!! A ona co? Cytuję: "Dajcie mi temat, a napiszę ją". Ehh. Jak jej powiedzieć, że szuka wymówki? Zasadniczo, po prostu powiedzieć. Ale po jaką jasną cholerę narażać się na potok miliona uzasadnień, że to nieprawda?
Qrde, powinnam jednak chyba energię, którą użytkuję na uzasadnianie braku tematu, spożytkować zaczynając po prostu pisać. Tyle wokół mnie się działo i dzieje. Prowadzę tysiące rozmów z różnymi ludźmi, bardziej i mniej interesującymi. Tyle opowiadań Leosi zostało w mojej głowie, jej przysłów, wyrażeń, rad i poleceń. Ale nie!!! Magda cokolwiek zaczyna pisać, po kilku stronach jest tym tak znudzona, że klękajcie narody!!! A najśmieszniejsze jest to, że zwala to oczywiście na karb tego, że urodziła się zodiakalnym bliźniakiem!!!
Kiedy podejmuje decyzję, że znowu zacznie pisać, to co pierwsze wtedy przychodzi jej do głowy? "No przecież prosiłam, dajcie mi temat":)
Cóż wypada jedynie mieć nadzieję, że ktoś kopnie ją w dupę i nakaże brać się za robotę:)

środa, 21 października 2009

Probacja!!

Skąd taki tytuł? Jak zwykle, znikąd, czyli z moje głowy:)
Jak często używamy wyrażeń: probacja, wolność kontrolowana, nadzór, kontrola czy w końcu inwigilacja? To pytanie zasadniczo kieruję do kobiet, które posiadają drugie połówki. A więc moje Panie, używamy ich bardzo rzadko, natomiast dziesięć razy częściej stosujemy pojedyncze zabiegi, a czasami nawet nasze zachowania świadczą o tym, że nie są pojedynczymi działaniami a raczej stadnymi!!!
Tak, tak. Możecie się na mnie obrazić, ale takie są fakty. Siada jedna z drugą w knajpce przy kawie i jedna rzecze: wiesz, mój facet mnie zdradza. Aha, natychmiast zapala się czerwona lampka i myśl: to może i mój mnie zdradza?
Nie obchodzą ją fakty. Nie ma znaczenia, że jej facet wychodzi do pracy na 9.00 a po 17.00 już jest w domu, kupiwszy jeszcze chleb po drodze. Bez znaczenia jest, że wszystkie weekendy i inne wolne dni spędza tylko z nią. Nie!!! Bo po co? Należy rozpocząć totalną inwigilację, połączoną z nadzorem i kontrolą i ze wszystkim co jeszcze można znaleźć w całej literaturze przedmiotu. Sprawdzanie sms-ów, połączeń, kontrolne telefony, przetrzepywanie kieszeni garnituru i co tam jeszcze głupiej babie do głowy przyjdzie.
Wraca taki boroczek do domu i melduje, że idzie z kumplami na piwo. Akurat, już mu wierzy, że na piwo a tym bardziej, że z kumplami. Na pewno umówił się z jakąś lafiryndą!!!
Rzeczony więc bidoczek udaje się na to piwo i z piętnastominutową częstotliwością odbiera telefon od swojej ukochanej. Tak myszko, już niedługo, zaraz będę się zbierał, oczywiście kochanie, że wrócę przed 21.00!!!
Panowie, wszyscy, którzy to wytrzymujecie jesteście wielcy. Żal mi tylko, że zazdrościcie mojej połówce.
A Wam Panie powiem jedno, im częściej i dłużej takoż czynić będziecie, tym szybciej doczekacie się, że Wasze mrzonki staną się rzeczywistością!!!

wtorek, 20 października 2009

Praca nie do końca naukowa

Sosnowska Ty kiedyś napiszesz pracę doktorską na temat sznurka! Tymi słowami moja polonistka kwitowała Magdzine wywody przeprowadzane w szkolnych wypracowaniach.
Ponieważ, jak wszystkim wiadomo, praca doktorska nosi raczej miano - naukowej, to jednak tej na temat powyższy do końca tak nazywać nie należy.
Zatem moja praca, będzie dziełem (tak, tak - dziełem) nie do końca naukowym. No bo weźmy taki sznurek, taki zwyczajny na przykład do wiązania snopów. I od razu możemy przejść, po uprzednim wyjaśnieniu z czego jest on zrobiony i w jaki sposób, do tego jak bardzo jest przydatny w produkcji tak zwanego chleba codziennego. No bo przecież gdyby nie on (ten sznurek) zboże trudno byłoby zebrać "do kupy" i przewieźć do dalszego przetwarzania.
Kiedy powiemy "sznur" możemy mieć już do czynienia na przykład z szubienicą. Dobrze zawiązana pętla z mocnego (niezrywalnego) sznura. I tutaj, w sposób bardzo płynny przechodzimy do systemu karnego i penitencjarnego. Oczywistym jest fakt, że możemy omawiać system polski, ale również europejski i ogólnoświatowy.
W obecnej dobie znane jest wiele półproduktów, z których produkujemy sznurek. Kiedyś jednak najpopularniejszym z nich były konopie. A z czym kojarzą nam się konopie? Oczywiście z Indiami!! Stąd już bardzo blisko do problemu narkomanii i jej społecznych skutków.
Nie mogę dzisiaj zdradzić więcej wątków dotyczących interesującego mnie sznurka. Zresztą już te powyżej zapodane spokojnie zapewnią możliwość posiadania tytułu naukowego. I to zapewniam Was, że powyżej magistra. Który, umówmy się, stracił prestiż w ciągu ostatnich lat...

poniedziałek, 19 października 2009

Jedno pytanie

Ciągle plącze mi się po głowie małe pytanko, na które za nic znaleźć odpowiedzi nie potrafię!
Na jaka cholerę, grzecznie pytam, faceci próbują zrozumieć kobietę?
No bo przecież, oczywiście to jest moje, skromne zdanie, sami sobie robią krzywdę. Ehh...
Zaprzątają sobie głowy milionem pytań. Dlaczego ona tak zrobiła? Dlaczego mi to powiedziała? Dlaczego na to nie chciała się zgodzić? I na domiar złego zaczynają się zamieniać w domorosłych, cholera psychologów.
Prawdą jest oczywiście, że czasami, my baby, jesteśmy zmierzłe i upierdliwe. Przyznam się, że ja szczególnie. Ale czy wtedy mój facet musi próbować mnie zrozumieć? Jeszcze raz pytam po jakiego, jasnego grzmota? Przecież wielu swoich (często irracjonalnych) zachowań sama nie rozumiem:)
No to jak mam Mu wytłumaczyć, dlaczego właśnie tak uczyniłam?
Ileż wygodniej (i spokojniej) będzie, jeżeli facet tak po prostu nałoży słuchawki, posłucha dobrej muzyki i weźmie taką jedną z drugą, głupią babę, na tak zwane przeczekanie. Niechże się wyszczeka, niechże zrobi coś głupiego, niechże nawet trochę czuje się nieszczęśliwa. Przecież jej w końcu przejdzie, a Jego ominie awantura.
Panowie, uwaga, apeluję!!!
Nie próbujcie zrozumieć swoich kobiet, błagam. One same siebie nie rozumieją, a Wy zaoszczędzicie sobie na pewno bólu głowy:) Zdradzę Wam jeszcze jedną tajemnicę, takie postępowanie często również pozwala na zaoszczędzenie środków płatniczych:)

piątek, 16 października 2009

Po długiej przerwie

Długo mnie tutaj nie było ponieważ moje "myśli i czyny" były zaprzątnięte innymi kwestiami. Jakimi? O tym potem. Dzisiaj nie mam ochoty na wyjaśnienia:)
Dzisiaj myślę o czymś innym. Moje przyjaciółki urodziły dzieci. Śliczne i zdrowe. Jedna ma dwóch chłopów, druga zmierzłą babę. Jednak rzecz nie w płci dzieci, a nawet nie w samych dzieciakach. Skoro są moimi przyjaciółkami, tajemnicą Poliszynela jest, że są jednakowo pie...... jak ja. Szczerze, miałam obawy, że biedne będą te małe szkraby. A tu, kolokwialnie mówiąc, dupa. Obie są typowymi "matkami Polkami". Dwie kwoki, dla których niewiele istnieje poza tymi rozwrzeszczanymi dziadami.
No i chciał, nie chciał, pojawiła się refleksja. Ty Magda nie nadajesz się na matkę:) Nie żebym z tego powodu rozpaczała, raczej mi ulżyło. Świadomość, że nie muszę karmić, przewijać, kąpać i wyskakiwać z łóżka w środku nocy, jest wysoce budująca. Myślę sobie, że matką trzeba się urodzić i nieprawdą jest, że każda nią może być. Ja mogę, pewnikiem jednak jest, że nie powinnam:) Taka wersja został ustalona i jej będę się trzymała. Prawdę rzekłszy nie jest to tylko moja opinia. Wtajemniczeni będą wiedzieli czyja jeszcze:)

niedziela, 8 lutego 2009

Dystans

Miło jest mieć chwilę na zdystansowanie się do wszystkiego! Podarowałam sobie dzisiaj absolutną chwilę luksusu! Otóż właśnie, w samo południe, postanowiłam zrobić sobie kawę, wziąć do jednej ręki papieroska, a do drugiej Chmielewską:-)
To była wyjątkowa godzina. Czytałam z zapartym tchem i troszeczkę po cichutku zazdrościłam jej lekkości pióra! Dobra, przyznam się, wcale nie troszeczkę i wcale nie po cichutku! Zazdroszczę jej jak jasny piorun!
Myślę sobie tak: gdybym w ogóle nie próbowała pisać, zapewne mogłabym jedynie cieszyć się z tego, że mogę czytać! Czy wtedy byłoby lepiej? Nie wiem. Wiem jedno, czytam każde napisane przez Panią Joannę zdanie, czasem z zadumą, czasem z głośnym śmiechem i miast jedynie rozumieć tekst ja jeszcze kurde przeprowadzam analizę. Zastanawiam się nad genialnością prostoty przekazu z wykorzystaniem wysublimowanego poczucia humoru! Eh, tak potrafić...
O, uwaga! Głowa mnie boli i przesuwają mi się obrazki - znaczy w mojej głowie zaświtała myśl:-)
Skoro, tam na górze nie mam żadnych znajomości, to może mogłabym podpisać pakt z diabłem? Oddam duszę w zamian za umiejętność pisania! Ja niżej podpisana (własną, osobistą krwią oczywiście) uczynię to bez wahania!

piątek, 30 stycznia 2009

Trafność wypowiedzi

Ktoś, kiedyś powiedział: Magda, Ty się w czepku urodziłaś!
Nie mogę w tym miejscu wyrazić słowami jakie myśli zaświtały w mojej głowie, kiedy usłyszałam to stwierdzenie! Dlaczego nie mogę? Przyczyna jest prozaiczna, gdyby ktoś kiedyś zechciał to przeczytać, zapewne jego poczucie smaku zostałoby mocno urażone!
A teraz przyszło mi tej osobie przyznać rację. Normalnie urodziłam się w czepku!!!
Moje wczorajsze nostalgiczne zwierzenia przeczytał mój najwierniejszy fan - Michał.
W południe zadzwonił, żeby powiedzieć, że właśnie zarezerwował hotel. Nie mogłam uwierzyć! Co lepszego mogło mnie w życiu spotkać od męża, który pomaga mi realizować moje marzenia? Który zawsze jest obok i niczego nie zabrania, nie zakazuje... Magda Ty szczęściaro!
Kobiety całego świata - możecie mi zazdrościć!

czwartek, 29 stycznia 2009

Odwołuję zimę!

Wyprawiłam Miska do pracy, spojrzałam za okno i zobaczyłam nieśmiałe słoneczko:-)
Czem prędzej więc wzięłam prysznic, nakarmiłam Filipa i pognałam na solarkę.
Leżąc i grzeją d...., zamknęłam oczy i zaczęłam sobie marzyć...
Znalazłam się w Nicei, na Lazurowym Wybrzeżu... lekki i ciepły wiatr targał moje włosy, a ja wystawiałam do niego pyszczek! Lazurowe morze szumiało, mewy oczywiście darły mordę, to jednak właśnie w tym miejscu zupełnie mi nie przeszkadza.
Do portu zawijał statek, a słońce załamywało się na jego rufie.
W parku obok dojrzewały pomarańcze, a olbrzymie i piękne rajskie kwiaty kwitły przy torach tramwajowych.
W każdym zaułku pachniała mimoza....
Brutalnie skończyło się moje dziesięć minut na solarce. Założyłam zimową kurtkę i wyszłam na brzydką, warszawską ulicę... Dzisiaj jednak nie wydawała się aż tak brzydka, bo pomyślałam: może jeszcze kiedyś...

środa, 28 stycznia 2009

Panowie

Moja druga połówka, ta gorsza oczywiście, po przeczytaniu mojego wczorajszego posta postanowiła zabawić się w domorosłego psychologa:-)
Wygłosił wielce przemyślane słowa, których sens był mniej więcej taki, że żadna kobieta nie ma szans wiedzieć tego, o co ja wczoraj pytałam siebie.
Zaczęłam się zastanawiać, czy przez zwykły przypadek nie powinnam się obrazić?
Może tak należałoby zrobić? Udać obrażoną księżną, a później dać się ewentualnie przeprosić.
Tak jak pisałam wcześniej, myśl nie jest moją najmocniejszą stroną, ale i tym razem opatrzność czuwała nade mną i znowu poczułam nieprzyjemne ukłucie i ból głowy! Jest myśl, co prawda tylko jedna ale zawsze:-)
Nie Magda, jednak nie powinnaś się obrażać. Przecież Twój mąż, jakby nie było jest tylko mężczyzną. Z tych rozważań wysnułam jedynie słuszny wniosek, że przecież i on tak jak każdy facet jest prosty. Dla zobrazowania mych słów podaje przykład: śliwka jest jedynie owocem, nie kolorem!
Właśnie. Skoro ustaliłam ze sobą, że jego prostota nie pozwala na zrozumienie mojej bardzo skomplikowanej kobiecej osobowości, nie mogę się na to na niego gniewać.
Pozostało mi jedynie z politowaniem przyjąć jego uwagę, i współczuć mu jego prostoty:-)

wtorek, 27 stycznia 2009

Powrotów ciąg dalszy

Wczoraj wieczorem moja przyjaciółka zapytała mnie czy dochodzę do siebie.
Oczywiście, zgodnie z prawdą, odpowiedziałam, że tak. Już czuję się dużo lepiej i ogólnie jest dobrze.
Pogadałam z nią kilkanaście minut, obgadałyśmy różne sprawy i cześć.
Ponieważ jak na wstępie wspomniałam był to już wieczór, zaległam na naszym małżeńskim łożu, zamknęłam oczy i postanowiłam robić nic i w przerwach odpoczywać!
I nagle wiecie jak to jest, nieprzyjemne uczucie i zaczyna boleć głowa, znaczy to, że zaświtała w niej jakaś myśl! Nie zdarza się to co prawda często, ale za to zawsze jest mało przyjemnie:-)
Chciałam ją wyrzucić i w ogóle przestać na nią zwracać uwagę. Wymyśliłam, że najlepszym sposobem będzie zajęcie głowy czymś absolutnie odległym, dla tejże właśnie myśli!
Byłam gotowa nawet zainteresować się polityką, byleby ONA sobie poszła. Bez szans. Kiedy przyszła, została i tkwiła, można rzec jak wyrzut sumienia. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że sumienie mam czyste. Nigdy go nie używam.
No tak, a teraz próbuję zagadać tę myśl!!!
Nic z tego. Ona dalej sobie jest. Powiedziałam Ewie, że dochodzę do siebie, a myśl zadała mi pytanie: a Ty Magda wiesz gdzie to jest?

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Powrót

Powroty, podobno, nie są łatwe! Długo mnie nie było, a powody były całkiem prozaiczne! Cala rodzinka spędzała upojne chwile w łóżku! Nie w jednym oczywiście ale w kilku, wszyscy jednak mieli tego samego towarzysza - grypę!
Ja, wszyscy o tym wiedzą, jestem twardą babą i w sobotę podjęłam nieodwołalną decyzję. Odwołuję wszystkie choroby, dosyć, wystarczy i basta!
Niedzielę spędziłam na błogim lenistwie:-) Aż żal, że miała tylko 24 godziny:-)
Dzisiaj zabrałam się do roboty. Matko kochana, to miałam na myśli pisząc, że powroty bywają trudne. Siedzisz człowieku nad jednym zdaniem, piszesz go siedem razy, osiem razy czytasz i nadal nie rozumiesz co napisałaś. Koszmar! W życiu już nie zrobię sobie dwutygodniowej przerwy. Toz to człowiek głupieje!
Kończę na dziś, bo mój Misiek wrócił do domu:-)

czwartek, 8 stycznia 2009

Rewizja pasji

Któregoś dnia napisałam, że gotowanie jest jedną z moich pasji! I tak było, kurcze, prawdę pisałam. Niestety, stan taki utrzymywał się do 20 grudnia 2008 roku. Wtedy to obie z siostrą postanowiłyśmy, że wszystkie wigilijne potrawy przyrządzimy własnoręcznie w mojej kuchni. Matko jedyna, co nas podkusiło?
Trzeba nam zostawić honor, że praktycznie wszystko się udało. Jednak, no właśnie było jakieś jednak lub ale, to już jak kto woli.
Ponieważ jednym z biesiadników była osoba pochodząca z Podkarpacia do pierogów z kapustą i grzybami oraz surówką z kiszonej kapusty dołączyła kapusta z grzybami i zasmażana kapusta! Powiem tak, kiedy we wtorek sałatka jarzynowa zaczęła mi pachnieć kiszoną kapustą, zaczęłam się obawiać o moje zdrowie psychiczne:-)
Sylwester świętowaliśmy w tym samym gronie i uważajcie ograniczyłyśmy się do upichcenia "Ryby po grecku" (która z Grecją oczywiście nie ma nic wspólnego) i białego barszczu z ziemniakami!
Muszę się przyznać, że do dzisiaj nie ugotowałam żadnego porządnego obiadu, a teraz robię wszystko aby nie pójść do kuchni. Obiecałam mężowi i siostrze dobry obiad! Zazwyczaj dotrzymuję słowa! No nie wiem, zastanowię się nad tym jeszcze!
Mam nadzieję, że ten gotowstręt przejdzie! Ja też mam ochotę na zjedzenie gorącego posiłku:-)

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Nowy rok

Nadszedł 2009 rok. Dokoła słyszę, że to przemijanie jest tak bardzo nieodwoływalne, że znowu jesteśmy o rok starsi, itd... itp...
Czy tylko takie myśli i narzekania powinny towarzyszyć nam w nowym roku? Przecież dni mamy coraz dłuższe, teraz jest mróz, ale zawsze po zimie przychodzi najpiękniejsza pora roku. Czy to nie jest powód do jakiejś maleńkiej radości?
Poza tym dlaczego nie potraktować tego czasu jako początek czegoś nowego. Wielu z nas uskutecznia folklor, pod tytułem postanowienia noworoczne! Często kończą się one przed świętem Trzech Króli:-) Bez postanowień więc poczekajmy co przyniesie ten nowy 2009 rok. Oczywiście nie ma co czekać z założonymi rękoma. Samo nic się nie zrobi.
Wychodząc z takiego założenia, pierwszy raz w życiu to ja postawiłam sobie noworoczne wyzwania. Nie postanowienia właśnie, a wyzwania. Ponieważ bardzo dobrze znam siebie, nie będę dzisiaj zdradzać jakiego są one rodzaju. Dlaczego? Z prostej przyczyny, nie mogę przewidzieć na jak długo starczy mi ochoty się z nimi zmagać.
Żywię oczywiście jak zwykle nadzieję, że sprostam tym wyzwaniom i wtedy poinformuję o tym tak zwaną szerszą publiczność :-)