wtorek, 21 grudnia 2010

No i się nie da

No cholewcia jasna nie da się tak sobie powiedzieć: reszta jutro, bo Ozon się piekli:)
Mając wzgląd na niepotrzebne zdenerwowanie obywatelko Ozonki dzisiaj piszę to co będę robiła jutro:)
zatem jutro biorę to wszystko co było zalane wrzątkiem i to co nie było (orzechy) i kroję w drobną kostkę! Co zostanie pokrojone od razu ląduje w garnku z katarzynkami i się pyrka na bardzo, ale to bardzo małym ogniu! Niedobór wody (bo katarzynki ją wciągają się rozgotowując) uzupełniamy tą wodą, w której moczone były różnego rodzaju bakalie (żadnej wody z kranu czy czajnika). Musimy pamiętać żeby cały czas to wszystko mieszać, bo moczka ma tendencję do przypalania się (niestety). Kiedy tak to wszystko się "pyrkoli" próbujemy i mdłość owej potrawy poprawiamy sokiem z cytryny (ilość dowolna, zależnie od upodobań, czy ktoś woli bardziej kwaśne, czy na przykład mniej):)
Moczka powinna być gotowa po trzech, czterech godzinach "pyrkania":) Jemy na zimno, jako deser albo przekąskę pomiędzy świątecznymi posiłkami:) Smacznego:)

11 komentarzy:

ozon pisze...

A czy to jakoś zesztywnieje, "stanie" , jak mówiła moja teściowa? Czy jemy papkę?

Ruda pisze...

Jemy papkę, łyżeczką:) Łapkami nie polecam - kleją się :) A tak poważnie, to moczka ma konsystencję ciepłego budyniu :)

ozon pisze...

Czyli można ją podawać tak samo. W miseczkach, czy co tam kto ma? Można to czyms ozdobić, polać? Czy "pobieramy" z dużej salaterki?

ozon pisze...

Nogi za chwilę mi odpadną. Już nie mam siły stać:( A w kuchni, sama wiesz, najlepiej "na stojąco" wszystko się robi:(

Ruda pisze...

Wiem, dlatego ja większość rzeczy pozamawiałam w zaprzyjaźnionych sklepikach:)
Moczkę możesz przyozdabiać na przykład płatkami migdałów, czy jakimiś innymi wiórkami. My po prostu pobieramy z michy na małe miseczki i już :)

Michał Bartczak pisze...

A potem wylizujemy garnek...

ozon pisze...

Aż tak:)))

ozon pisze...

Ze znakiem zapytania miało być:)

Ruda pisze...

Czasami i tak bywa:) To zależy ile sztuk ludzików przybywa na ucztę:)

ewa* pisze...

Takiego specyfiku nigdy nie jadłam, ale przysięgam, że mimo iż jestem straszna profanka kulinarna spróbuję, to zrobić. Bardzo to apetycznie wygląda, chociaż z brzmienia przypomina ... smoczek.:)
Może mi się uda nie spieprzyć, choć raz.:)

Ruda pisze...

Uda się, uda:) Wystarczy tylko pilnować żeby nie przypalić:) Moczka to naprawdę dobra rzecz, nie za słodka, a jednak łakoć :) Trzymam za Ciebie kciuki:)