czwartek, 30 grudnia 2010

Mięsożerny Misiek i jarski Chińczyk :)

Zamówiliśmy na środę (czyli na wczoraj) schab z prawdziwego, wsiowego wieprza. Misiek dzielnie podreptał po niego ponieważ powziął silne postanowienie, że zrobi sobie wieprzowinę po chińsku! Zapodał więc wszystkie potrzebne ku temu ingrediencje, czyli sos do chińczyka, warzywa do rzeczonego i tak dalej. Co więcej zakupił również bidoczek ryż i jeszcze przyprawę do kebaba, bo do tego też miał wykorzystać ów schab:)
Kiedy już wszystko znalazło się w ekologicznej torbie zakupowej, Misiek uzyskał od pani sklepowej informacje, że mięso, uwaga - będzie jutro:)
Przybył więc lekko nabzdyczony (z zapasem słodyczy) i zapodał wspaniałego, bezmięsnego chińczyka. Wychwalał go pod niebiosa, ale tak naprawdę podjadł nim dzisiaj, kiedy dosmażyłam jakieś pół kilograma, osolonego i popieprzonego, pokrojonego w drobne paski, świeżego schabiku!
Komentarz pojawił się jakąś chwilkę później (był tak najedzony, że nie miał siły mówić) i brzmiał: Mięsko to jednak jest to:)

wtorek, 28 grudnia 2010

I świat znowu oszalał...

W zasadzie powinnam napisać, że kobiety oszalały! Zbliżają się imieniny Sylwestra, więc prawie wszystkie panie kcą wyglądać wyjątkowo! Jedna musi być ładniejsza od drugiej, ta druga zaś musi mieć mniej fałdek na brzuchu i gdzie tam jeszcze se zechce! Trzecia musi mieć najmodniejszą kreację, a czwarta najbardziej bursztynową opaleniznę! W sklepach kolejki, na solarkę się wejść nie da, a faceci patrzą zdziwieni i na ich twarzach wymalowane jest takie oto pytanie: Ale o co chodzi?
Ja za to wzięłam kilka kartofli i jedną cebulkę i wszystko wciepnęłam do termomiksa i drobno zmieliłam (wcześniej, kiedy jeszce ne dokonaliśmy zakupu owego zakupu, wszystko to odbywało się na tarce, kosztem paznokci, a niejednokrotnie skóry na kostkach palców):)
Później trochę odcisnęłam wody, dodałam jajo, trochę kartoflanej mąki, sól i pieprz i wsio wymyrdałam łyżką. Tą że samą łyżką kładłam placki na rozgrzany smalczyk na patelni. Na koniec pozostało posypać cukrem i zszamać:) Można było dodać na wierzch placków łychę gęstej, kwasnej śmietany, ale Magdzia zapomniała jej nabyć :)

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Kapusta i grzyby:)

Od piątku, gdzie bym się nie obejrzała, tam kapusta i grzyby:) Uszka z grzybami, pierogi z kapustą i grzybami, kapusta z grzybami, kapusta z grochem, łazanki z grzybami... Matko i córko!
Wszechobecne również były ryby i śledzie i brakowało jedynie zasmażki (bo mały korniszonek także był):)
Pasztety, szynki, schaby i balerony, sałatki i słodycze! O kilogramach na czterech bukwach nie wspominam, ale żołądek odmówił współpracy!
Zatem, aby było lżej na brzuszku na dzisiejsze śniadanie zaordynowaliśmy KFC :))) Bardzo zdrowe i małokaloryczne żarełko:)
Pozostaje mi teraz, od nowego roku, zapodać karnet na siłownię. Wyjdzie chyba trochę taniej, niż poszerzanie drzwi i na przykład kupowanie trzeciego (szerszego zdecydowanie) autka:)
A zatem, ten tydzień przeznaczamy na pracę umysłową, a od poniedziałku do łopaty:)

piątek, 24 grudnia 2010

Życzeniowo



Ja sobie dzisiaj życzę tylko spokoju, niczego więcej mi nie brakuje:) Mam obok siebie tych którzy mnie kochają i tych, których kocham ja. Najczęściej to te same ludziki:)
A propos braków. Przydałby się apartament w Nicei, jacht w Antybach i akt własności fabryki perfum w Eze:) A tak poza tym jest absolutnie gut!
Wszystkim tym, którzy mnie częściej lub rzadziej odwiedzają, którzy gotują i razem z moimi czterema literami, im też cóś przyrasta, chciałabym życzyć zdrowia, słońca, uśmiechów i miłości.
Przede wszystkim jednak moi Kochani, życzę Wam wszystkiego tego czego sami sobie życzycie:)

wtorek, 21 grudnia 2010

No i się nie da

No cholewcia jasna nie da się tak sobie powiedzieć: reszta jutro, bo Ozon się piekli:)
Mając wzgląd na niepotrzebne zdenerwowanie obywatelko Ozonki dzisiaj piszę to co będę robiła jutro:)
zatem jutro biorę to wszystko co było zalane wrzątkiem i to co nie było (orzechy) i kroję w drobną kostkę! Co zostanie pokrojone od razu ląduje w garnku z katarzynkami i się pyrka na bardzo, ale to bardzo małym ogniu! Niedobór wody (bo katarzynki ją wciągają się rozgotowując) uzupełniamy tą wodą, w której moczone były różnego rodzaju bakalie (żadnej wody z kranu czy czajnika). Musimy pamiętać żeby cały czas to wszystko mieszać, bo moczka ma tendencję do przypalania się (niestety). Kiedy tak to wszystko się "pyrkoli" próbujemy i mdłość owej potrawy poprawiamy sokiem z cytryny (ilość dowolna, zależnie od upodobań, czy ktoś woli bardziej kwaśne, czy na przykład mniej):)
Moczka powinna być gotowa po trzech, czterech godzinach "pyrkania":) Jemy na zimno, jako deser albo przekąskę pomiędzy świątecznymi posiłkami:) Smacznego:)

Wigilijna "moczka"

Nie znam pochodzenia tej potrawy, ale pamiętam, że pierwszy raz w naszym domu ugotował ją mój szwagier, kiedy miałam 10 lat. Miał on niemieckie korzenie, więc bardzo być może, że moczka pochodzi gdzieś stamtąd. To już teraz mniej ważne, ponieważ w domach mojej rodzinki potrawa ta gości corocznie od jakich kilkudziesięciu lat. Dokładnie od ilu - nie powiem:)))
Na dzień dobry należy zaopatrzyć się w pięć opakowań katarzynek. Dla niezorientowanych - katarzynki to nie dziewczynki, tylko takie pierniki bez żadnych polew i innych dodatków:)))
Bierze się owe pierniczki, układa w dużym garnku i zalewa wrzątkiem (tak ciut mniej niż pół garnka) i się przykrywa pokrywką i już.
Do miski wsypuje się pół kilograma suszonych śliwek, zalewa wrzątkiem i przykrywa. Dokładnie tę samą czynność przeprowadza się z 20 dkg rodzynek (sułtańskie najlepsze), 10 dkg migdałów, 15 dkg suszonych fig i czterema, pięcioma suszonymi morelami. Każdy owoc w osobnej miseczce. Kiedy się to wszystko już uczyni - można wziąć kąpiel i iść sobie spać, albo robić jakieś tam inne różne rzeczy:) Całą resztę będziemy robili jutro. Jeżeli już biegniecie po składniki, to pamiętajcie, że jeszcze trzeba dokupić 20 dkg orzechów włoskich, 10 dkg orzechów laskowych i dwie, no góra trzy cytryny :)))

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Twardziel

Odwiedził nas wczoraj przyjaciel. Twardziel nad twardzielami! Nurkuje pod lodem, skacze ze spadochronem, wybiera się na misje do Afganistanu. Jednym słowem: facet, który niczego się nie boi. Gorzej z kobietami! Poznał dziewczynę, spodobała mu się i co najważniejsze i "wicewersja":) Dziewczyna pisze, chce poflirtować i pyta, jak długo ma jeszcze czekać aż się spotkają? Na co nasz twardziel rzuca: jak nie chcesz nie czekaj! No cóż za wyczucie:)
Wczoraj łopatologicznie wytłumaczył onemu, że ma się do niej odzywać inie walić focha po każdym sms-ie! No to wziął i naten tychmiast napisał. I pewnie zacząłby się flirt, gdyby w drugim sms-ie od razu nie zapodał, że jest u Magdy i Miśka:) Co zrobiła panna? Nakazała nas pozdrowić:) A co bidoczka miała zrobić?
Czasami, kiedy słucham o takich historiach albo sama jestem ich świadkiem, zadaję sobie jedno pytanie: Jak to jest, że facet latający na co dzień z pistoletem i tak dalej, traci ostatni kawałek odwagi, kiedy ma się spotkać z kobietą, która mu się podoba?
Cóś mi się widzi, że odpowiedzi na to pytanie nie dostanę... cóż, zapewne będę z tym żyła:)))

czwartek, 16 grudnia 2010

Pomysł na przygotowanie świąt

Śledzie "Na postny piątek" kupuje się u braciszków Benedyktynów. Następnie idzie się "Pod strzechę" lub do "Krakowskiego Kredensu" i zamawia się najlepsze na świecie szyneczki, polędwiczki, pasztety i półgęski:)
Następnie dzwoni się do zaprzyjaźnionego sklepu z "Jadłem z Puszczy Kozienickiej" i dyktuje się pani kierowniczce Kasi ile się kcę uszek, pierogów z grzybami i kapustą, kapusty z grochem, pasztecików i co tam się jeszcze przypomni, albo ma zapisane na kartce (tak nawet lepiej).
Następnie umawia się z panią sprzątającą i wyjaśnia się jej co należy uczynić, aby domek był narychtowany na święta. Albo się nie wyjaśnia, bo pani już swoje wie:)
Kończąc wszystkie przygotowania przywleka się z kwiaciarni Gwiazdę Betlejemską i święta są gotowe:)))

wtorek, 14 grudnia 2010

Zamieszanie

Magda, Wigilię oczywiście organizujemy u Was! Trzeba się zastanowić kto będzie! Weź kartkę, bo trzeba zapisać co trzeba kupić do moczki. I pamiętaj, żeby katarzynki były te zwykłe, bez żadnej polewy! A bakalie kupuj tylko z tej firmy, pod żadnym pozorem z innej! A pierogi i uszka będziesz zamawiała u Artka? Będę, tylko zastanówmy się ile! No właśnie nie wiem.
Magda, na Wigilię oczywiście przyjeżdżacie do nas, wszyscy!
A będzie zupa grzybowa? A ma być?
No żesz qrwa, ja pie.....!!!
Odechciało mi się już całych tych świąt. Żadnej choinki w domu stawiała nie będę, żadnej zupy gotowała i żadnych orzechów siekała! Przedzierżę jakoś te dni, ale mam pewnego plana!
Za rok, jak Bóg da, a Partia pozwoli wyprawię sobie z Miśkiem święta na jakimś cieplejszym kontynencie! Wyprawa będzie obejmowała najmarniej piętnaście dni! Zacznie się nie później niż 20 grudnia, a skończy nie wcześniej niż 5 stycznia roku następnego!
Dosyć zup i ryb, dosyć pierogów i uszek! Za rok, może połaszczę się na pizzę, albo inny kebab:)))

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Stare prawdy

Kiedyś ktoś mi powiedział, że życie składa się z rozwiązywania problemów. Ten sam ów kolega rzekł, że jeżeli kiedyś się obudzę i stwierdzę, że nie mam problemów, to mam natychmiast walić na kolana i prosić o nie Boga.
Miałabym z tym problem, ponieważ raczej jestem niewierząca, ale inni (i pan Bóg nie ma z tym nic wspólnego) dbają, żebym nie musiała padać na te kolana! Nie ma to jak bliscy, którzy dbają o to żebym jeszcze długo żyła!
Szczęście mam jednak, że nie muszę sama tych nie swoje problemy rozwiązywać!
Jak to stare przysłowie pszczół mówi: ta baba ma szczęście w nieszczęściu:)
A tak naprawdę, to chyba szczęścia mam więcej niż rozumu:)

sobota, 11 grudnia 2010

Akcja odśnieżania, odkopywania i odpalania:)

Misiek już 11.00 spadamy do autek, trzeba odśnieżyć, odkopać, odpalić, zatankować, wyrównać poziom powietrza w kołach i zmienić rejestrację!!! Ależ ambitne plany, i to w sobotni poranek:) Oba udało się odnaleźć, a tylko dlatego, że pamiętałam gdzie parkowałam poprzedniego dnia:) Jeden odśnieżony (smok - w sensie ten duży), odpalił - hurrra:) Jest jednak jedno ale, raczej mało powietrza w prawym tylnym kole. Do stacji dojechaliśmy i gitara:) Wracamy po micrę! Nie odpali! Skandal! Podjechałam smokiem i dawaj za klemy! Nie odpala! Cholera, nie może to być, żeby taka "żaba" nie odpaliła od akumulatora mercedesa! Na co Misiek cichutko: Kiciu, a może zwyczajnie, benzyny nie ma?
Qrde - może to być. Więc znowu mercedes, ta sama stacja, kanister, benzyna do kanistra i znowu do micry. Zalane pięć litrów! I patrzymy co teraz. Pali, od pierwszego kopa:)
Zatem micra i ta sama stacja paliw, i tankowanie do pełna!
Za wszystko to można było zapłacić karta, mnie lub więcej! Za to mina pana z kasy na stacji - bezcenna:)))

piątek, 10 grudnia 2010

Zabrakło czasu...

Rzadko tłumaczę się brakiem czasu, ale wczoraj naprawdę go zabrakło na kulinarne szaleństwa! Najsamwpierw rankiem zakupiłam wcześniej wspominane autko. Trudno powiedzieć, że samochód, ale można by rzec, że czarna limuzyna, a że marka to nissan, a model micra, to możemy pominąć milczeniem:) Nie zdążyłam wrócić do domku, kiedy Miś dotarł lansować się telewizyjnie z ekipą TVN24:) następnie przeciepywałam letnie koła do micry do bagażnika do mesia (mam za to obciążenie tyłu):), później woziłam się mesiem żeby akumulator nie zdechł, bo mrozy zapowiadają! Później micrą z łopatą pojechałam do siostry odkopać jej peugeota i także się nim powozić! Następnie zakupy w tesco i tam sobie uświadomiłam: ups - 16.00:)
Zapodałam więc 30 dkg pieczarek, pół kilograma mielonego mięska (z szynki), puszkę pomidorów bez skórki i dwa Przepisy na: garnek po bolońsku!
Posiekana cebulę zeszkliłam na trzech łyżkach oliwy z oliwek, później dodałam mięsko i pokrojone w plasterki pieczarki i jak zwykle, jak ja to lubię, wszystko zusammen udusiłam, wcześniej jeszcze soląc i pieprząc:) (to nie jest przepis na dobry seks:). Wciepnęłam pomidory z puszki i zalałam wcześniej omawianym: Przepisem na:)
Co prawda w przepisie było zapiekanie z płatkami lassagni i żółtym serem, ale jak wcześniej wspomniałam, byliśmy już głodni. Prosto więc, nagotowałam pene, zalałam sosem i dla smaczku oprószyłam startym parmezanem (prawdziwnym, nie podrabianym). Podobno było wy.....:)

środa, 8 grudnia 2010

Czekam...

Jak wszystkim powszechnie wiadomo, jakieś półtora tygodnia wstecz, śnieg wziął i zasypał Polskę! Niestety, nie ominął również Warszawy. Mądrala Ruda, zaparkowała swoje ukochane autko przy głównej ulicy, bo do jej uliczki pługi śnieżne raczej nie zaglądają! Co więcej, była dumna z siebie, że wpadła na takowy pomysł, iż ponieważ, główną ulice odśnieżą pługi i na pewno będzie mogła wyjechać!
I po dwóch dniach cała jej duma pękła jak bańka mydlana, niestety! Pługi odśnieżyły główną drogę tyle, że zaspy podgarnął pod autko, a w zasadzie to już na autko. Należało zapodać łopatę i wziąć się za odwalanie tych szarych, brzydkich zasp. Dziecko przywiozło łopatę, ale przy przeładowaniach bagażników, w trakcie zakupów, wzięło i zostawiło ją poza autkiem. Nie muszę chyba dodawać, że drugiego dnia, już jej niestety nie było. Trzeciego dnia dziecko przywiozło drugą łopatę, która ulokowana została w dużym pokoju (o ile po tym co z tym pomieszczeniem zrobił mój rodzony mąż, można w ogóle o nim mówić: pokój).
Następnie wszystkich nas wzięły nerwy na zaspy i postanowiliśmy kupić drugie autko! No ba! Po co odśnieżać? Łatwiej kupić nowe:))) Teraz czekam na Pana, który ma mi je przywieźć:)))

wtorek, 7 grudnia 2010

Kulinarny skandal:)

Ostatnio moja połówka ma zajawkę na coraz nowsze przepisy kulinarne! To znaczy podrzuca pomysły, bo nie żeby gotował, a broń Boże. No i wymyślił smakowy, weekendowy szał!!! Najsamwpierw "przeleciałam" pół Warszawy, aby na to kulinarne szaleństwo zakupić składnik podstawowy, czyli uważajcie: MORTADELĘ!!!
Mój Miś kciał znowu poczuć smaki dzieciństwa. Ja natomiast ucieszyłam się, że spróbuję czegoś nowego, ponieważ schabowe z mortadeli, to nie są smaki mojego dzieciństwa. Po pierwsze, nigdy nie wolno mi było jeść w szkolnych stołówkach (bo zawsze czekał na mnie obiad w domu), a po drugie na tenże obiad w domu, nikt nigdy nie chciał mi zrobić takich kotletów, bo to podobno było jedzenie dla tych co nie mieli mięska (a ja jestem córką rzeźnika):)
Dotarłam więc z rzeczoną mortadelą do domku, pokroiłam ją w plastry i delikatnie posypałam pieprzem, i w końcu "otoczyłam" te kotlety w jajku i tartej bułce. Usmażyłam na masełku, ugotowałam ziemniaczki i zapodałam również zieloną sałatę.
A teraz muszę się do czegoś przyznać! Kotletów było sześć. Na obiad zjedliśmy po dwa, a ostatnie dwa Miś zostawił sobie na kolację. Nie doczekały kolacji, ponieważ jego rodzona żona mu je zażarła:)

niedziela, 5 grudnia 2010

Przepis Tuptusia:)))

Tyle tych smakowitości, że dobrze byłoby dołączyć jeszcze przepis na Nowy Rok:
Wziąć dwanaście miesięcy
Obmyć je dobrze do czysta
Z goryczy, chciwości, złośliwości i lęku
I podzielić każdy miesiąc na 30 lub 31 części
Tak, żeby zapasu starczyło akuratnie na rok,
Każdy dzionek przyrządza się oddzielnie,
Biorąc po jednej części pracy,
I dwie części wesołości i humoru.
Dodać do tego dwie kopiaste łyżki optymizmu,
Łyżeczkę tolerancji,
Ziarnko ironii,
I szczyptę taktu.
Następnie masę polewa się obficie miłością.
Gotowe danie ozdobić bukiecikami małych uprzejmości,
I podawać je codziennie z pogodą ducha,
I porządną filiżanką ożywczej herbaty......

Nie trzeba tutaj komentarzy:)))

czwartek, 2 grudnia 2010

Kurczak dla Dorotki:)))

Nie niuchaj mi tu w Miśka talerzu, tylko zbierz się i sama usmaż:)))
Musisz mieć dwie pierwsi kurczakowe albo indykowe - jak wolisz (tyle, że indykowa jedna wystarczy):)
Zanim jednak weźmiesz się za mięsko, trzeba narychtować ciasto na tempurę (bo dobrze jest, jeżeli ono sobie w lodówce jakąś godzinkę przed smażeniem posiedzi). Siem bierze dwanaście łyżek mąki pszennej i cztery łyżki mąki ziemniaczanej (nie możesz zapomnieć, że na każdą łyżkę mąki kartoflanej, przypadają cztery łyżki mąki zwykłej). Wciepujesz je do miksera, dodajesz sól i pieprz, dwie łyżki mielonego curry, dwa jaja i około jednej szklanki zimnej, przegotowanej wody. Zamykasz mikser i pozwalasz, żeby dokładnie wszystko wymieszał i do lodówki:)
Później, wcześniej wspomniane pierwsi drobiowe, kroisz w takie paski, gdzieś około na dwa centymetry szerokie i posypujesz solą i pieprzem i pozwalasz im pół godzinki przejść tymi przyprawami.
Na koniec w garze albo rondlu, albo frytownicy (jeżeli takową posiadasz), rozgrzewasz dużą ilość oleju, tak nawet do 200 stopni, kawałki kurczaka dokładnie obmaczowujesz we wcześniej zrobionym cieście i wciepujesz je do gara:)
Piecze się tak długo, aż ciasto się mocno zrumieni:)
Takie kurczaczki można zajadać samotne. Misiek jadł je wczoraj z warzywami z patelni a ja z surówką z kiszonej kapusty:) Smacznego:)

środa, 1 grudnia 2010

Heniowy sos, w sensie sos dla Henia

Heniu, Ty się nie pieklij - już piszę:)
Musisz mieć jakieś 20 dkg sera rokpol, szklankę dobrej tłustej śmietany, odrobinkę cukru, soli i dużo pietruszkowej natki! Ser musisz pokroić w drobną kostkę i stopić na baaardzo małym ogniu (pamiętaj żeby ciągle mieszać, inaczej spalisz i dupa z sosu). Jak serek będzie rozpuszczony powoli wlewaj do niego kremóweczkę ( i też przez przerwy mieszaj). Jak będziesz miał już gładziutką, gęstą masę w rondelku, zapodaj do smaku cukru i soli, wyłącz ogień i wsyp pokrojoną natkę! Taki sos Gamoniu raczej zapodaje się z makaronem, a nie pyrami:) Ale co kto lubi:)
Możesz też Heniutku wziąć camemberta (jakieś 15 dkg). Najpierw jednak bierzesz pięćdziesiątkę białego wytrawnego wina i wlewasz ją na rozgrzane dwie łychy masełka, wsypujesz zioła jakie tam lubisz, dużą łyżkę musztardy (najlepsza rosyjska), szklanę śmietany, a na sam koniec rzeczony camembert:) Jak serek się rozpuści doprawiasz solą i pieprzem i znów posypujesz natką pietruszki:)
Smacznego:)
I co to znaczy: że prawie mi się oświadczyłeś?

wtorek, 30 listopada 2010

A Kopernik była kobietą...

Współczesna nauka potrafi udowodnić prawie wszystko, a jak wszyscy wiemy "prawie" robi dużą różnicę:) Ale do brzegu. Nie o Koperniku dzisiaj wszakże moja rozprawa. Otóż okazało się, że najstarszy syn Władysława Jagiełły, czyli Władysław III Warneńczyk wcale nie zginął w 1444 roku w bitwie pod Warną. Informacja ta, to oszczerstwa i pomówienia ze strony historyków, a może jemu współczesnych?
Nie zginął, ale zaginął, ponieważ zwyczajnie spod Warny spieprzył do Genui i tam spłodził syna Krzysztofa. Ów syn otrzymał najprawdopodobniej nazwisko po matce, a brzmiało ono nie inaczej jak Kolumb!!!
Zasadniczo można rzec, że wielowiekowy spór o pochodzenie Krzysztofa Kolumba się raczej zakończył! Wszystko to można podsumować jednym, jedynym stwierdzeniem: Widzicie ciapciaki, to Polak odkrył waszą Amerykę!!! :)

poniedziałek, 29 listopada 2010

Sztufady, dla Ozona, część następna

No mówiłam, że za trzy dni, ale co poradzisz na "napaloną" babę :)
Po trzech dniach wyjmuję mięsko z zalewy, opłukuje je i robię ostrym, wąskim nożem, małe dziurki, w które wciskam, wcześniej pokrojoną w paski słoninę (jak ktoś lubi w pieczeni nutkę wędzonki, może miast owej słoniny zapodać tłuściutki, wędzony boczuś):) Oczywiście bez soli i pieprzu raczej się nie obędzie:) Tak "narychtowane" mięsko wkładam do gara z roztopionymi trzema łychami masełka i obsmażam. Teraz nadchodzi czas na pokrojenie w kostkę dwóch marchewek, pietruszki, kawałka selera, jednej cebuli i jednego dużego buraka. Wszystko to wrzucamy na podsmażone mięsko i uwaga, uwaga, uwaga!!!! Zalewamy szklanką czerwonego, wytrawnego wina i szklanką spirytusu! Nie żadnej tam wódki, chociażby była najlepsza, ale spirytusu! I w takim oto towarzystwie pozwalamy mięsku udusić się do miękkości! Gdyby było za mało płynu można dolewać bulion. Co prawda w oryginalnym przepisie było, że wodę, ale moje potrawy raczej wody nie tolerują. No chyba, że gotowane ziemniaczki:) Kiedy wołowina jest miękka, dobrze jest zapodać okruszki kromy chleba i pozwolić się jeszcze chwilkę podusić. Zanim pokroimy mięso na dosyć grubaśne plastry i polejemy sosikiem, musimy pamiętać, że musi sobie ono poza garnkiem chwilkę "odpocząć":) Smacznego Ozonie :)

niedziela, 28 listopada 2010

Sztufada

Zapytacie: Co to jest? Sama się zdziwiłam kiedy usłyszałam to określenie! Szczerze, w ogóle nie skojarzyłam go z pichceniem. I dobrze, bo okazuje się, że żeby ją przyrządzić, tą oną sztufadę, należy porządnie się przygotować, a później zając się, że tak powiem: sztuką gotowania:)
Zanim się pomyśli o "wielkim żarciu" należy zaopatrzyć się w duży kawał wołowiny, czyli minimum jakiś kilogram, a najlepiej półtora:) Zatem, od razu należy zaprosić znajomych, no chyba, że ma się rodzinkę głodomorów.
Mięsko umyte i opłukane maczamy w zalewie, którą przygotowujemy ze szklanki octu winnego (może być ten najzwyklejszy też), ze szklanki przegotowanej wody, kilku goździków, kilku liści laurowych i kilku ziarenek ziela angielskiego. I kiedy już zaproszonym gościom lub wygłodniałym domownikom cieknie ślina, języki zwisają do podłogi, oczy zachodzą mgłą na myśl o wyśmienitym żarciu, przykrywamy owe mięsko w wyżej wymienionej zalewie i wkładamy je do lodówki:) Na pytanie współbiesiadników: A kiedy będziesz to dalej przyrządzać? Odpowiadamy: Za trzy dni:)))

sobota, 27 listopada 2010

Licencjonowani zbieracze jaj...

Niezłe jaja, kiedy na ich zbieranie trzeba mieć licencję:)
Takie jaja znoszą jedynie mewy na brytyjskich mokradłach i podobno smakują jak potrawa bogów. Może i tak być, nie zamierzam próbować :)
Pomyślałam sobie jednak, że dobrze by było gdyby zbieranie wszelkich jaj wymagało posiadania na ową czynność licencji. Dlaczego? To bardzo proste. Ileż mamy w naszym kraju tęgich głów, które robią sobie z nas jaj bez żadnych zezwoleń! Nie dość, że jej robią to jeszcze je zbierają, a nawet rzec można, że je kolekcjonują. Wszyscy wiemy jak po kilkunastu dniach czy po miesiącu zachowują się jaja! Nieważne czyje i nieważne w jakim miejscu zniesione! Zwyczajnie się zaśmiardają i zaczynają okrutnie cuchnąć! Śmierdzą wszystkim na dokoła z wyjątkiem tych, którzy, jak wcześnie wspomniałam znoszą je, zbierają lub kolekcjonują:)

piątek, 26 listopada 2010

Dobry poranek...

Dzisiaj śliczny dzień się obudził:) Nawet kawa smakowała inaczej, chociaż w telewizorni jak zwykle to samo! Tu wypadek, tam zima zaskoczyła drogowców i matko jedyna ile śniegu napadało! No bo śnieg w tej szerokości geograficznej, o tej porze to naprawdę coś niespotykanego! Co innego w Kalifornii czy na Florydzie, ale żeby w Polsce! No skandal niesłychany:)
Dlatego dzisiaj podjęłam bardzo ważną decyzję, że będę tak samo oryginalna jak ten śnieg pod koniec listopada i na kolację będą mielone! Takie absolutnie niespotykane z mięsa, jaj i przypraw. Do tego ugotuję nadzwyczajne ziemniaki i zrobię kosmiczną surówkę z kiszonej kapusty! :)
O, wpadła mi właśnie myśl, że kartofle mogą być naprawdę inne niż zazwyczaj, czyli "ziemniaki po żydowsku". Bierze się kilka kartofli, się je obiera i kroi w grube plastry. Tak samo czyni się z jedną średnią cebulą. Wszystko to wciepuje się do garnka, soli i zalewa pół na pół wodą z mlekiem no i gotuje do miękkości. Przygotowanie kończy odcedzenie ziemniaków z cebulką na durszlaku:)
Smacznego:)

czwartek, 25 listopada 2010

Proszona obiado-kolacja

Żeby zacząć dzisiaj gotować, trzeba upolować ładny kawałek mięsa. Co prawda powinna to być cielęcina, ale skoro Ewa nie jada nic futrzastego, to pewnie i małej krówki czy byczka, także nie. Zatem wzięłam i upolowałam ładny kawał wołowiny (ale z młodego wołu, bo taka lepsza). Jak rozpoznać czy wół był młody? Im jaśniejsze mięsko, tym młodszy wół. Nie dotyczy polędwicy, zazwyczaj bywa ciemniejsza:)
Zaopatrzona już w mięsko, pokroiłam je na plastry i rozbiłam tłuczkiem (tego nie lubię, zawsze potem boli mnie ręka, ale Misiek mówi, że dlatego, iż ponieważ nie mam opracowanej technologii tłuczenia):) Roztłuczone już plastry natarłam rozgniecionym czosnkiem z solą i pieprzem i zostawiłam na noc w lodówce. Wieczorkiem, przy lekturze "Faktów" pokroiłam w plasterki jakieś 40 dkg pieczarek i w kostkę jedną średnią cebule - dodałam do tego sól, pieprz i tymianek i udusiłam na łyżce masła i też wsadziłam do lodówki. Następnego dnia trzeba było zetrzeć skórkę z jednej cytryny i wycisnąć sok z jej połówki (nie z mojej połówki, tylko rzeczonej cytryny), wymieszać to z mięskiem i zostawić na kilkanaście minut. Do połowy uduszonych pieczarek zapodałam połowę czerwonej papryki (pokrojonej w kostkę), jedno surowe jajo i dwie łyżki bułki tartej. Tak przygotowanym farszem napakowałam mięsko i zwinęłam w roladki (żeby się nie rozpadły można spiąć wykałaczkami albo owiązać nitką. Nie można oczywiście przed podaniem na stół zapomnieć o tych drewienkach czy sznurkach):)
Rolady powędrowały na rozgrzane dwie łych masełka i się rumieniły. Po zakończeniu wspomnianego procesu, do gara powędrowało resztę pieczarek i szklanka białego, wytrawnego winka:) Pozwoliłam się temu dusić do miękkości (rzecz jasna pod pokrywką). Po uduszeniu sos doprawiłam śmietaną z odrobiną mąki. Całość zwieńczyły kopytki i czerwone buraczki... Bez komentarza:)

środa, 24 listopada 2010

Kłólik w śmietanie

W sumie, lepszy byłby zając, ale ja na polowania nie chodzę, nawet za tymi w supermarketach nie przepadam:)
Można za to w bezkrwawych łowach zapolować na jakiegoś gospodarza, który dostarczy nam już gotowego kłólika, takiego co to wychowywał się na wsi! Inne szczerze mówiąc, nie są najlepsze!
Jak się go już posiada to można go dusić w całości albo poporcjować, bo we dwoje zjeść na jeden raz nie sposób:) Podroby z niego można wykorzystać do pasztetu, takiego na przykład według przepisu Ozona:)
Ja gotuję dla dwóch osób, więc zapodałam jedną tylną nogę (bo w odróżnieniu od kurczaka króliki je posiadają) i dla siebie kawałek schabu:) Umyłam, osuszyłam mięsko i wciepnęłam do rondla na dwie rozgrzane łychy masła (jeżeli ktoś uważa, że masło jest niezdrowe może to samo zrobić na oleju, ale za smak ja nie ponoszę odpowiedzialności). Dołożyłam tam trzy ziarenka ziela angielskiego, dwa listki laurowe, sól i pieprz. Przykryłam i dusiłam aż mięsko nie stało się miękkie. Później bez przykrywki pozwoliłam się mięsku zrumienić. Na koniec dodałam pół szklanki 30% śmietany i poczekałam aż się zredukuje. Dobre:) Po południu tylko ugotuję ziemniaczki i zaleje mizerię śmietaną:)
Jutro faszerowana cielęcina:)

wtorek, 23 listopada 2010

Cudze chwalicie i tak dalej...

Moja połówka postanowiła zafundować mi upojny weekend w Poznaniu! Chwała mu za to - było rzeczywiście upojnie:)
Na dzień dobry, w pociągu, małżeństwo, które wracała z Bangkoku i przez trzy godziny opowiadali jak to żyją inni ludzie, jak to jest w cywilizowanym świecie i jaki to nasz kraj jest generalnie do dupy.
Wsiadamy na dworcu do taksówki i zwiedzamy miasto zza okien samochodu! Dlaczego? Ano z prostej, banalnej przyczyny! Przez miasto paradowała parada równości, a kibole odgrażali się, że zrobią z nimi porządek, więc miasto zamknięte:) Docieramy do wynajętego apartamentu! Pan w recepcji bardzo miły, maszeruje z nami do celu, który uwaga jest na trzecim (wysokim) piętrze bez windy:)
Wszelkie trudy wynagrodził nam widok tego co ujrzeliśmy za drzwiami. 70 metrów kwadratowych tylko do naszej dyspozycji:)
Rozpakowałam walizkę i dawaj na miasto! Mój rodzony mąż zarządził: rajd po pubach:) Na całą upojną noc:) O 20.00, przy trzecim piwie wymiękliśmy i postanowiliśmy podreptać z powrotem:)
Niedzielę rozpoczęły bodące się poznańskie koziołki, później wycieczka do centrum pani Kulczykowej (bez komentarzy), a później spotkanie z koleżanką:) Zakończone o trzeciej nad ranem ginem z tonikiem:) Matko Boska Częstochowska - ależ wczoraj miałam kaca!!!
Nieważne to jednak - generalnie warto było:))) A teraz zabieram się za królika, przepis na niego, będzie jutro:)

piątek, 19 listopada 2010

Naleśniki po chłopsku

Przepis na te nalepśniki już był i nie będę się powtarzać:) Wczoraj moja połówka, moja siostra i nasz wuj wyrazili dla nich zgodny podziw, zżerając wszystko co było w garnku i na patelni:)
W zamian, że tak powiem, ja miałam wieczorem kulinarną orgię :) Jadłam tak: swojską kiełbaskę, paszteciki z mięskiem, krokieciki z mięskiem, pierogi z grzybami i kapustą, pyzy z mięsem, pasztetową, pasztet, hmm, to chyba wszystko:)
Pomyślicie - matko kochana ta baba dwa dni gotowała i wszystko w jeden wieczór zeżarła! Nic bardziej mylnego:)
Przepis na takie gotowanie i pieczenie jest prosty! Obiecuje się naleśnika po chłopsku wujowi, który jest właścicielem sklepu z domowymi wyrobami regionalnymi i uczta gotowa:) Było takie mniam, że nawet nie posiadam wyrzutów sumienia z powodu przeżarcia:) A zresztą, w końcu sumienie mam czyste, bo nieużywane :)

czwartek, 18 listopada 2010

Brak tajemnic

Wszyscy doskonale wiedzą, że lubię gotować i podobne nieźle mi to wychodzi:) Tajemną również nie jest fakt, że obiad bez mięska praktycznie nie istnieje! Najbardziej się cieszę kiedy mogę coś upichcić raczej z nazwanego mięsa. Cudownie jest kiedy to mięso wcześniej nie miało na imię Burek lub nie wołano do niego: kici kici:) Często sobie marzę, że kiedyś będę mogła gotować na kuchni opalanej drewnem lub węglem, a do potraw będę mogła dociepywać warzywa ze swojego ogródka:) Pora wziąć się za spełnianie marzeń:)
Póki co dostałam od kumpeli koguta, który chodził sobie u jej rodziców po podwórku i skubał trawę. Oczywiście dostałam go, kiedy już tego nie robił!
Wzięłam połowę tego tłustego koguciska, wyszorowałam i wrzuciłam do dużego garnka. Do tego dwie marchewki (niestety kupione w warzywniaku), jedną pietruszkę, kawałek pora, kawałek selera, opaloną (niestety nad gazem) cebulę i pęczek zielonej pietruszki. Później sól i pieprz i pozwoliłam temu spokojnie pyrkać przez trzy godziny. Żadnych innych przypraw nie potrzeba:) Hitem tego rosołu był samotnie zagnieciony makaron:) Wzięłam kupkę mąki pszennej, dwa jaja i dolałam odrobinę wody. Zagniotłam dosyć twarde ciasto, rozwałkowałam bardzo cienko i podobnie własnoręcznie pokroiłam. Jeszcze ręce mnie bolą, ale warto było:)

środa, 17 listopada 2010

Nowe ślady, nowe tropy...

Jest! Są! Nowe tropy w śledztwie, w sprawie generała Papały! Jak spojrzeć, że upłynęło od jego śmierci tylko 12 lat, to klękajcie narody!
Jakiemuś bandziorowi zapaliło się koło dupy i zapragnął "wziąć udział" w instytucji świadka koronnego i zapodaje co następuje: pana generała, na zlecenie zabiło dwóch obcokrajowców. Na czyje zlecenie? I tutaj już nie do końca wspomniany świadek koronny, jest pewien. Zapewne maczał w tym palce amerykański "biznesmen" polskiego pochodzenia, niejaki Edward M. Czytając to, świetnie się bawię, ponieważ nikt, ale to absolutnie nikt nie wie o kogo chodzi. Polacy w ogóle się nie orientują, że to Mazura amerykanie obronili przed ekstradycją. Opierali się zresztą na zapisie ustawy, że nie można kogoś wydać innemu krajowi, jeżeli istnieje podejrzenie, że śledztwo będzie miało charakter polityczny! I słusznie, bo Polacy ze wszystkiego potrafią zrobić politykę, albo gówno z całej polityki.
Może również zamieszany w zabójstwo generała, był Andrzej Z. pseudonim "Słowik". Żaden z Polaków nie pamięta ogólnopolskich listów gończych wystawionych za niejakim Andrzejem Zielińskim! No jakie to zabawne i jakie polskie. Utajnimy wszystko co wcześniej było podane do ogólnej wiadomości:)
A pan o pseudonimie "Broda" zanim podskoczy z radości, że jest świadkiem koronnym, powinien wiedzieć, że polski wymiar sprawiedliwości jeszcze nigdy nie dotrzymał postanowień ustawy związanych z tą instytucją. Może powinien zapytać "Masy"?
Dzisiaj postrzeliło się wzajemnie, podczas ćwiczeń, dwóch warszawskich antyterrorystów! Rzecznik prasowy KGP zapodaje, że stało się to w zaimprowizowanym miasteczku, które służy do ćwiczeń. Zapewniam Was, żaden z Warszawiaków nie wie gdzie to jest:) Szczególnie, że miejsce to może sobie "wyguglać":)

poniedziałek, 15 listopada 2010

Przestałam cokolwiek rozumieć...

Co prawda stan ten trwa już dosyć długo, ale w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że to się jeszcze może pogłębić!!! To znaczy, że z dnia na dzień jeszcze mniej będę rozumiała! To, że Fotyga się fotyguje do Stanów, to jej i Antka cyrk i małpy. I nie mam pojęcia po jaką cholerę rzecznik naszego rządu grzmi, że to zahacza o zdradę? Zdradę kogo lub czego, panie ministrze?
Przecież ci wszyscy "sfotygowani" i "zamacierewiczowani" są wierni jedynie sobie i prezesowi, chociaż nie wiem dokładnie, czy właśnie w tej kolejności?
Już widzę, jak cały Kongres USA zajmuje się listem prezesa, a Putin sra ze strachu, przed jego poczynaniami! Bo, jak twierdzi najjaśniejszy, Rosja to obce mocarstwo, za to Ameryka jak najbardziej swojska! To prawda, że jest naszym sprzymierzeńcem w ramach NATO, tyle, że coś mi się widzi, że prezio nie do końca wie w jakim zakresie i w jakich okolicznościach, Stany muszą udzielić nam wsparcia i odwrotnie zresztą.
A tak z innej beczki. Pamiętamy wszyscy kiedy z prezydentem Wałęsą budowaliśmy drugą Japonię i kiedy zaraz po tej "budowie" Japonia popadła w recesję! Większość z nas wie co stało się z Irlandią, kiedy premier rzekł, że młodzi ludzie nie będą musieli tam wyjeżdżać, bo u nas będziemy mieli tę właśnie Irlandię!
To może teraz powinien powiedzieć, że na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej będziemy mieli i Rosję? Kilkanaście miesięcy i największego swego wroga mógłby mieć z dyńki:)

niedziela, 14 listopada 2010

Babskie wyprawy...

Powszechnie znanym jest, że baba odstresowuje się na zakupach:) Ja specjalnie nie lubię latać za ciuchami i spędzać godziny w przymierzalniach, ale wyprawa do Ikei zawsze poprawia mi humor. Siostra w czwartek podjęła "diecezję", że we trzy w sobotę udajemy się własnie do Ikei. Na początek problem, kim jedziemy: zawsze jeździłyśmy mną, więc powiadam do siostry: Tobą albo Karolem. Siostra mówi: to mną bo Karol nie ma na benzynę! Suma sumarum pojechałyśmy Karolem, bo ma największe auto:) I dobrze się stało, bo do siostrzanego autka zapakowałybyśmy się na dwa razy:)
Jesteśmy na miejscu! Magda czekaj idę do toalety, Ala gdzie są wózki? Karol, to my już idziemy "na świeczki", a Ty nas dogonisz! Słuchajcie mnie są potrzebne jaski i poszewki, i nowy chodniczek do sypialni i do łazienki też. Miśkowi zepsuła się lampka na biurko, a w wadze łazienkowej pękła sprężyna (czemu wcale się nie dziwię:)) Magda jak myślisz, dobrze zrobiłam, że wzięłam sobie czarne papucie? Źle, weź niebieskie:) Dziewczyny są świąteczne płyny do kąpieli, tylko nie wiem, który najładniej pachnie! Qrde, ja muszę znowu siku, a tu jeszcze mi brakuje prześcieradeł, a Alusi pudeł i pudełek:)
Dopiero przy kasie orientujemy się ile nas to odstresowywanie kosztowało:) Wierzcie mi, że sesje u terapeuty są tańsze:)
A przecież jeszcze muszę pamiętać, że trzeba zapodać dla Miśka szwedzki zestaw hot-dogowy:)
Tarabanimy się ze wszystkim na górę i bezcenne stwierdzenie mojej połówki: Hmm, od razu Kiciu widać, że byłaś na zakupach z Alusią i Karolem:)
No ba!!! Ale ile wydałam, póki co Ci się nie przyznam:)

piątek, 12 listopada 2010

Prawo i lewo

Gdzie teraz jest prawica, gdzie jest lewica, kto względem kogo stoi w opozycji??? Kto świętował Święto Niepodległości? Jakoś dziwnie mi się wydaje, że przede wszystkim młodzież wszechpolska! Trudno mi jest mówić o sobie "młodzież", ale wypraszam sobie, żeby takie coś było wszechpolskie! Dokąd pójdą wyrzucone posłanki? Czy Poncyliusz spieprzy z partii? Czy Hanka powinna była wydać zezwolenia na demonstracje na Trakcie Królewskim?
Szczęśliwie przez ostatnie dwa dni wszystkie te pytania nie zaprzątały mi głowy:)
Ja, w odróżnieniu od wszechpolaków postanowiłam świętować! Zapodałam rodzince "koncertowy obiadek", czyli Strogonowa (lepszy niż ostatnio), polędwiczki w żubróweczce, kluchy śląskie (mniam), marchewkę z jabłuszkiem, fasolkę szparagową z masełkiem i bułeczką i na koniec siostrzane buraczki:)
Wieczór spędziliśmy na grze planszowej (byliśmy na pustyni i rozgrywaliśmy przygody i rzucaliśmy kośćmi opowieści) i na malowaniu goblinów, które nie wiadomo do czego się przydadzą, ale wymalować trzeba:)
Wszystkie powyższe poczynania zapijaliśmy żubrówką, która nie została użyta do polędwiczek, a trochę jej było:)

wtorek, 9 listopada 2010

Metryka nieważna

Byłam wczoraj na zakupach i w tak zwanym międzyczasie patrzyłam sobie na różnych ludzików. I ciepła się na mnie taka jedna myśl (to znaczy cóś mnie zabolało i zaczęły mi się pokazywać obrazki:): Każdy człowiek marnuje sobie życie na swój własny, indywidualny sposób! Może to troszkę smutne, ale niestety prawdziwe! Tysiące wiecznie spieszących się ludzi - po co?, dokąd? - pytam grzecznie. Przecież bilet powrotny dawno został skasowany!
Dlaczego więc nie zatrzymać się na chwilę?
Nie biegać "między regałami" i spoconym "dolatywać" do kasy?
Dlaczego nie uśmiechnąć się do pani w kasie, która ma serdecznie dosyć (za swoje 900 złotych miesięcznie) wiecznie niezadowolonych i spieszących się klientów?
Dlaczego nie wrócić na spokojnie do domu, zjeść coś dobrego i pobyć z kimś bliskim?
Dlaczego nie oddać się dobrej rozrywce lub błogiemu lenistwu?
Tyle pytań i wszystkie raczej pozostaną bez odpowiedzi, a w zasadzie odpowiedź pewnie byłaby jedna: Nie mam czasu!!!

poniedziałek, 8 listopada 2010

Wyrzucone, wyrzucający i jeszcze inni

Te są wyrzucone, ci je wyrzucili! Dlaczego tamta, tam nie pojechała? Czy to ona podjęła tę decyzję? Czy może zadecydował ten poseł, który ją tam wcześniej zaprosił? A w ogóle, to jest bardzo wysoce prawdopodobne, że tak nakazał inny pan czy panowie! I to mości panie motyw przewodni naszej kochanej rodzimej polityki! Nic ująć, nic dodać!
Nie wiem po jaką jasną cholerę, bardzo wiele mediów doszukuje się drugiego, trzeciego, a może i piątego dna takich postępowań, partii jeszcze podobno opozycyjnej!
Wiadomym jest, że - po pierwsze owa partia zbliżające się wybory raczej przegra, a po drugie, takiemu faktowi winien nie może być ani najjaśniejszy, ani jemu lojalni poddani!
Zatem znalazły się kozły ofiarne i ot cała filozofia! Kozły??? Hmmm, a może skoro samiec sarny to kozioł lub rogacz, to może tutaj znalazły się zwyczajne kozy???

niedziela, 7 listopada 2010

Zioła i ziółka;)

Jak się komuś uśmiechnął pyszczek i pomyślał o skręcie z maryhy, to sorry bardzo, ale ja dzisiaj nie o tym:)
Wczoraj zapadła decyzja, że dzisiaj będziemy zajadać świnię, a przynajmniej jakiś jej kawałek:) Wybrany został jeden z najlepszych, a zasadniczo dwa kawałki, czyli dwie polędwiczki wieprzowe (nie ukrywam, że były raczej z dużego wieprza). Po przywiezieniu ich do domu, ze sklepu oczywiście, nie z chlewika, pokroiłam je na ukośne plastry (takie mniej więcej półtora centymetra).
Wróciłam do ziółek! Do miski wlałam trochę oliwy z oliwek (jakieś trzy, cztery łyżki) i do tej oliwy zapodałam: łyżeczkę vegety (może być jakiś inny kucharek), łyżeczkę ziół prowansalskich, garść drobno pokrojonego, świeżego tymianku, trochę soli i trochę pieprzu, a no i łyżeczkę białej całej gorczycy: Zamieszałam tę mieszankę, a później zamieszałam w niej pokrojonymi polędwiczkami. I tak to wszystko do dzisiaj przeleżało sobie w lodówce:)
Dzisiaj na patelni rozgrzałam dwie porządne łychy masełka i także porządnie zrumieniłam na niej polędwiczki z przyprawami. Przełożyłam je do garnka, mogą zostać na patelni (tylko patelnia musi być trochę głębsza), lekko jeszcze popieprzyłam (hmm, pieprzyć to ja lubię:)), posypałam delikatnie cukrem i zalałam porządną setką żubróweczki:). Pokrywka na garnek i pozwoliłam się mięsku jeszcze kilka minut dusić.
Do tego absolutnie delikatnego mięska zapodałam "tłuczone" ziemniaczki i zasmażane (także na masełku) buraki. Myślę, że tak samo dobrze będzie smakować z każdą inną surówką, a miast ziemniaków może być ryż lub gumiklejze:) Smacznego:)

sobota, 6 listopada 2010

Pierogi z mięsem i takie tam

Na pierogi z mięsem, pasztet wieprzowy i pastę jajeczną przepis jest najprostszy na świecie!
Znajduje się kogoś kto właśnie udaje się do Katowic i pyta go, czy będzie uprzejmy przyjąć siatkę na dworcu PKP! Kiedy wyrazi zgodę, dzwoni się do właściciela "Złotego rogu" (najlepszego sklepu-knajpy na ul. Mariackiej, składa się zamówienie na owe pierogi, pasztet i pastę, a później od wcześniej złapanego podróżnika do Katowic, przejmuje się przesyłkę gdy ten wraca do Warszawy:)
Później już tylko ciepie się pierogi na patelnię na rozgrzane masełko i już:) Pasztet można zeżreć bez dodatków, a pastę jajeczną koniecznie z bułką i prawdziwnym masełkiem:)
Takie przepisy potrafią wykonać nawet Ci, którzy potrafią przypalić wodę na herbatę lub rozgotowują jaja na twardo:)

piątek, 5 listopada 2010

Kukułcze gniazda :)

Tak naprawdę to są "Jaskółcze gniazda" i muszę dodać, że także Tuptusiowe:) W ogóle Tuptuś nieźle potrafi nakarmić:)
To najlepsze jedzonko na świecie (które można jeść z dodatkami, zwyczajnie jak obiad - na gorąco, albo jako przekąską na zimno (nie ukrywam, że dosyć dużą przekąskę):), zaczynam od ugotowania jaj na twardo - tyle jaj ile kcemy mieć gniazd (w razie czego z nadprogramowych można zrobić pastę jajeczną, albo zwyczajnie zeżreć z solą czy majonezem).
Później biorę mielone mięsko i przyprawiam je dokładnie tak jak na kotlety mielone, dodając jeszcze całe mnóstwo drobno pokrojonej natki pietruszki. W dobrze "wyrobione" i przyprawione mięsko "otaczam" wcześniej obrane ze skorupek jaja.
I teraz przychodzi pora na ciasto, które ma mieć konsystencję naleśnikowego. Do ciasta potrzebne są tylko dwa składniki: mąka i piwo:)
Zrobione kulki z jaj i mięska zanurzam w piwnym cieście i ciepie na głęboki, rozgrzany tłuszcz. Tuptuś smaży je około 20 minut w oleju. Ja też około 20 minut tyle, że w smalczyku:)
Po wyjęciu ich ze smażenia (przed pożarciem) trzeba im pozwolić chwilę "odpocząć".
Muszę się przyznać, Tuptuś świadkiem, przy mnie te gniazdka nie mają żadnych szans poodpoczywać:)

czwartek, 4 listopada 2010

Tuptusiowe naleśniki:)

Tylko ja je nazywam Tuptusiowymi:) Tuptuś i Yeti mówią na nie: haftowane naleśniki, a moja druga połówka twierdzi, że to naleśniki po chłopsku:) Faktycznie porcje, które potrafi zjeść On i jego znajomi, wskazują na ilości chłopa, który cały dzień zapieprzał na roli:)
Przygotowanie tychże rzeczonych naleśników zaczynam od ugotowania rosołku na całym kurzęciu:) Może być na częściach indora (jakich kto lubi, wszak powszechnie wiadomym jest, że ów indor posiada siedem różnych smaków). Jak należy gotować rosół, wszyscy są świadomi.
Równolegle biorę około pół kilograma kiszonej kapusty, podlewam ją w garnku rosołkiem, dodaje sól i pieprz oraz utarte na grubych "oczkach" warzywa - też jakie ktoś lubi. Wyjmuję ugotowane mięsko, rwę na kawałeczki i obsmażam na patelni razem z cebulką (pokrojoną jak kto chce, ja kroję w półplasterki). Zrumienione mięsko dodaję do ugotowanej kapusty, wymieszowuję wszystko, chwilkę jeszcze podduszam i przyprawiam do smaku, dodając cóś zielonego (powinno to wszystko być dosyć ostre). Odstawiam na boczek i już.
Do naleśników niezbędna jest mocno zgazowana woda mineralna, jaja, mąka pszenna i odrobina soli, a i jeszcze gałązki zielonej pietruszki:)
Do roztrzepanych dwóch lub trzech jaj się wlewa wodę i dodaje mąkę do wiadomo jakiej (czyli naleśnikowej konsystencji). Na patelnię odrobinę tłuszczu i smażą się naleśniki (nie muszą być jak bibułka, mogą być grubsze, wszak to chłopskie naleśniki):). Kiedy wylejemy ciasto na patelnię, na wierzch nakładamy całą gałązkę pietruchy ( po upieczeniu wygląda jakbyśmy go wyhaftowali). W gotowe naleśniki zawijamy kapustę z mięsem (też tak jak kto chce), a do szklaneczki nalewamy zimne pifffko:)
Ależ dzisiaj dowolność w mojej kuchni:)))

środa, 3 listopada 2010

Żeby nie było za dobrze...

Dzisiaj nie będzie "wypasu" dla żarłoków:) Trudno - rodzina Adasia zapewne mi wybaczy, a jeżeli nie to jutro czy pojutrze się zrehabilituję:)
Dzisiaj plącze mi się po głowie jedna myśl: Nigdy nie można powiedzieć: ja już wszystko w życiu przeżyłam, nic nowego już na mnie nie czeka i tak dalej, i tym podobnie...
W każdym wieku i na każdym etapie życia czekają na nas niespodzianki. Zdarza się, że to zdarzenia, których nie chcielibyśmy koniecznie doświadczać, ale spotykają nas również szczęśliwe chwile. Niektórych nawet takie co to tylko w filmach mogą się zdarzyć:)))
Dziewczyny i chłopaki - nieważne ile macie lat, nieważne ile już przeżyliście - może się zdarzyć tak, że wszystko co najpiękniejsze w Waszym życiu - dopiero się wydarzy:)
Wiem coś o tym;)

wtorek, 2 listopada 2010

Skoro wino i stół sprzyja TEMU...

Adaś zacytował wielkich tego świata, a zasadniczo ich wypowiedzi co do jedzenia i do TEGO:)
Co do afrodyzjaków - to nie wiem czy winogrona nimi są, ale pamiętam, że w starożytności każda kulinarna (i nie tylko) orgia, nie mogła się bez nich obyć:)
Ja wczoraj wzięłam byłam kilka piersi kurzęcych (mogą być indycze), przekroiłam każdą na połowę i zawinęłam w plastry boczku i powinnam była je związać gałązkami świeżego rozmarynu (ale była lipa, bo go nie posiadałam). Przypięłam za to ten boczek wykałaczkami, a rozmaryn wystąpił w wersji suszonej. Wcześniej te cycki muszą być posypane oczywiście solą i pieprzem. Kiedy pakunki już były gotowe podsmażyłam je na złoto, nie na czym innym jak na masełku. Wyjęłam i na to masełko zapodałam pokrojoną cebulkę i ją zrumieniłam, a później do niej dodałam po 20 dkg, przekrojonych na połówki, czarnych i białych winogron:)
Kiedy troszeczkę sobie podmiękły zalałam je bulionem drobiowym wymieszanym z dosyć dużą ilością 30% śmietanki. W to wszystko wciepnęłam wcześniej podsmażone pakunki i pozwoliłam się temu dusić do zredukowania sosiku:)
Jakie to dobre, niech świadczy fakt, że tego od razu nie było, za to TO było, a jakże:)))

poniedziałek, 1 listopada 2010

Na dobrą i złą pogodę:)

Co jest dobre na pogodę i niepogodę? No jak to co? Oczywiście zajebiaszcze żarełko:) W sobotę świętowaliśmy halloween ( jak to niektórzy rzekli - pogańskie święto, tak jakby dzień Wszystkich Świętych nim nie był) i raczyliśmy się po pierwsze wołowym rosołkiem (półtora kilograma wołowego szpondru, warzywa, sól i pieprz i cztery godziny pyrczenia, do dużego zredukowania) - palce lizać! Na później koncert życzeń - pieczone goloneczko i de volay:) Goloneczko przyrządziłam ja - jak zwykle, natomiast za owe rzeczone de volay'e zabrała się moja połówka, ale jak na szefa kuchni przystało - musiał mieć pomocnika kuchennego:)
Zatem Magda wzięła kurzęce cycki, przekroiła wzdłuż na połówki, delikatnie rozbiła tłuczkiem i posypała solą i pieprzem. Żeby nie było za dobrze - rozbiła kilka jaj i dokładnie roztrzepała z odrobiną mleka. Trzy miseczki posłużyły za pojemniki na:
a) mąkę
b) bułkę tartą
c) pokruszone, zwyczajne płatki kukurydziane.
I w tym momencie do akcji wkroczył Misiek - jak świstak zawijał duże porcje masełka w każdy kawałek mięska, otaczał go najpierw mąką, później jajem, później bułką tartą, znowu jajem, a kończył na płatkach. O tym jakie zostało pobojowisko w kuchni i nie tylko, nie wspominam. Posprzątałam i gitara:)
Zapodałam to wszystko otoczone na patelnię ze smalczykiem i bardzo wolno upiekłam! Halloweenowi goście zachwyceni! Jako dodatek mieli i ziemniaczki gotowane w łupinach i surówkę z kiszonej kapusty i całkiem standardową mizerię:)
Dzisiaj był indyk w winogronach - ale o tym jutro, jak trochę przestane być przeżarta:)

czwartek, 28 października 2010

Weźmisz czarno kure...

To akurat tytuł książki mojego ulubionego autora:)
Ja jednakowoż tak czy owak zakupiłam byłam kurczaczka (bez zbędnej wiedzy, czy miał czarne czy białe upierzenie). Już w domu dokładnie go wymyłam (i powyrywałam resztki piór) i pokroiłam byłam na osiem części (mało równe wyszły mi były, ale na temat ostrości moich noży kuchennych wypowiadała się nie będę). Te "równe" kawałki kury wciepnęłam do garnka na przesmażone 10 dkg boczku wędzonego z jedną cebulkę i schowałam pod pokrywką, na małym gazie. Podusiłam (matko, znowu dusiłam) kilka minut i zdejmując pokrywkę pozwoliłam by wyparowała cała woda. Aha, no oczywiście wcześniej posoliłam i popieprzyłam tą kurę!
Kiedy nie było już wody, zapodałam dwie łyżki przecieru pomidorowego i zalałam białym, wytrawnym Pinotem:). Nie takim z kartonika, tylko dobrym wytrawnym, białym winem, Pozwoliłam żeby sos się zredukował do takiej sobie konsystencji śmietany i już:)
Do tego mało wytwornie - zapodałam gotowany ryż i mizerię:)
Polecam - mięsko rozpływało się w ustach, a teraz trochę ciężko oddychać, ale warto było:)
Pewnie można taką kurę zjeść także z ziemniaczkami albo bułeczką:))))
Mmmm, rozmarzyłam się:)

środa, 27 października 2010

Dla Adasia:)))

W cyrku na Wiejskiej deklaracje do deklaracji, jedni je podpisują, inni nie kcą, bo to nie oni owe deklaracje popełnili:)
Żeby nie dać się zwariować i nie zacząć pić już przed południem, a także specjalnie dla Adasia, dzisiaj będzie "Pijany gulasz":)
Najlepiej do niego wziąć po 30 dkg dwóch różnych mięsek (ja zapodałam schab wieprzowy i schab cielęcy), ale równie dobrze sprawdza się zwyczajna świńska łopatka:)
Zaczyna się prozaicznie, czyli podsmażeniem na masełku dwóch średnich cebul pokrojonych w dosyć grubą kostkę. Do zrumienionej cebulki zapodać mięsko też pokrojone w kostkę i dobrze podsmażyć. Później naciepnąć na to łyżkę stołową mielonej papryki i małą łyżeczkę kminku! Powinien tam być, ponieważ jak mawia mój Miś: korespondentuje on z piffkiem. Dlaczego z piwkiem? Ano dlatego, że wszystko to co już mamy zalewamy właśnie tym szlachetnym trunkiem:) Tak ze 3/4 szklanki i pozwalamy się temu dusić jakieś pół godzinki. W tak zwanym międzyczasie bierzemy jedną kromkę razowego chlebka o bardzo drobno go pokruszyć. Końcem końców wciepujemy pieczywo i dolewamy znowu tyle samo piffffka i mieszamy (co by się nie przypaliło) jakieś cirka ebaut 15 minut:)
Do tego koniecznie muszą być kluchy kładzione, ale jak je zrobić żeby wyszły jak moje - nie zdradzę:) Adasiu - smacznego:)))

wtorek, 26 października 2010

Strogonow

Aleksander Grigorjewicz Stroganow (ros. Александр Григорьевич Строганов) (ur. 1795 – zm. 1891) – rosyjski generał-adiutant, minister spraw wewnętrznych Rosji 1839-1841, członek rosyjskiej Rady Państwa od 1849, mnister Spraw Wewnętrznych i Policji w Rządzie Tymczasowym Królestwa Polskiego Fiodora Engela, generał gubernator wojenny Sankt Petersburga w 1854, generał gubernator besarabski, noworosyjski, połtawski, charkowski, czernihowski. Uczestnik wojen napoleońskich, brał udział w tłumieniu powstania listopadowego. (źródło: Wikipedia)

No, no - zdolny i z piękną przeszłością:) Ale mój Strogonow ma światlejszą przeszłość, ponieważ został od ręki, w całości zeżarty:)

Wzięłam dużą cebulę, pokrojoną w półplasterki lekko podrumieniłam na wielkiej łysze masełka. Na rzeczoną cebulę zapodałam 60 dkg najlepszego na świecie mięska, pokrojonego w paseczki i lekko oprószonego mąką. Wspomniane powyżej mięsko to oczywiście najprawdziwsza polędwica wołowa. Tak sobie się to dusiło jakieś 20 minut, a później zrobiłam co należało, czyli do garnka wciepłam 30 dkg wcześniej uduszonych (również na masełku), pokrojonych w plasterki, pieczarek i delikatnie podlałam wodą i pozwoliłam znowu chwilę, o zgrozo muszę powtórzyć to słowo, podusić się temu Strogonowowi. Kończąc te niecne poczynania zapodałam łyżkę słodkiej, mielonej papryki, dwie łyżki przecieru pomidorowego oraz nie żałowałam 30% śmietanki:) Jedzonko na talerzu zostało ozdobione (dosyć obficie) natką pietruszki, a na talerzyku obok pojawiły się bułeczki grahamki:)

Mogę tylko dodać: Niebo w gębie...

poniedziałek, 25 października 2010

Państwo prawa

Przepraszajmy się, przestańmy się obrzucać inwektywami, zastanawiajmy się ilu politykom jeszcze przydzielić ochronę borowików (skądinąd jest ich już tak dużo, że niezłe "grzybobranie" można by zainicjować).
I w dupie miejmy całą resztę! W dupie miejmy, że przekroczyliśmy wysokość dopuszczalnego długu publicznego, i to także, że codziennie każdy statystyczny Polak (który podobno nie istnieje), wydaje więcej na tak zwane życie!
Nie zwracajmy uwagi na to, że płacimy 460 obibokom, którzy płaszczą dupska na fotelach sejmowych i wzajemnie odrzucają projekty ustaw! Po co to robią? Jak to po co? To proste, niech sobie kto inny je ustanowi albo na następną kadencję znowu będą mogli udawać, że coś robią!
I tym wszystkim dzisiaj zajmują się politycy i media! Jakoś mało kogo obchodzi, że warunkiem dla istnienia państwa prawa (już nie wspomnę o sprawiedliwości) jest dobrze funkcjonujący wymiar sprawiedliwości! Prokuraturze właśnie zabrakło pieniędzy na prowadzenie najważniejszych śledztw, to pytam grzecznie, kiedy zabrakło na zajmowanie się tymi "mniej ważnymi"? Bo domniemywam, że tymi ważnymi określa się Smoleńsk i pana Olewnika!
Policjanci już od marca przynoszą prywatny papier do drukarek, wyłączają okresowo windy w swoich budynkach i mają zakaz używania czajników elektrycznych!
Cytując wszystkim nam znanego wieszcza: Nikt mi już nie wmówi, że białe jest białe, a czarne jest czarne...

sobota, 23 października 2010

Francuska dieta

Na śniadanie keks i seks, na obiad seks i keks, na kolację tylko seks:) Jak po miesiącu nie widać efektów - odrzucić keks :)

piątek, 22 października 2010

Deklaracje

Deklaracje smoleńskie, deklaracje łódzkie i to pewnie nie koniec! Zatem ja dzisiaj z deklaracją rydułtowską! To, że z deklaracją to pikuś (albo pan Pikuś), ja żądam żeby ją wszyscy nasi sławni i wielcy podpisali. Wczoraj na kopalni Rydułtowy zginął górnik. No i co z tego? Zginął se chłopina i już! Owszem, podano że miał 46 lat, żonę i trójkę dzieci i już. W sumie nie powinno nic dziwić, w końcu to jakiś tam sobie człowieczek, tylko górnik, więc nad czym się rozwodzić? Kogo obchodzi jego trójka dzieci? Kto zastanowił się jak im pomóc? No przecież nie ma czasu! Trzeba kilkanaście godzin deliberować, czy wolno zabijać ludzi (w sensie zamrażać zarodki ludzkie). Te "dzieci" są przecież ważniejsze od tych, które może chodzą do przedszkola, a może do szkoły i zasadniczo im życiu już nic nie zagraża. Ale w głębokiej czarnej dupie mają wszyscy to, czy mają te dzieci buty aby pójść do szkoły i czy w tornistrach mają chociażby jedną kanapkę!
Grzeją te swoje wygodne dupska w ławach poselskich, a kiedy ktoś ich poprosi o merytoryczną rozmowę, w sumie nie ktoś, a sam prezydent, to idą do niego z deklaracją napisaną przez prezia. Co więcej, prezio rzecze, że jeżeli pan Prezydent podpisze ów dokument, to wtedy on z nim porozmawia! Nie dość, że gówno ich wszystko obchodzi, nie dość, że wokół sieją nienawiść i zamęt, to jeszcze qrwa szantażują Prezydenta! Bez komentarzy...

czwartek, 21 października 2010

Od kuchni

Wyłączyłam telewizję! Dosyć tego, zaczęłam się obawiać o swoje zdrowie psychiczne! Wzięłam panią Chmielewską (kolejny raz), aby móc zacząć logicznie i pozytywnie myśleć!
Za chwilkę pójdę do kuchni, żeby jeszcze bardziej "znormalnieć":)
Wezmę trzy bakłażany, pół kilograma mielonego mięska, pomidorki, paprykę, cebulę, czosneczek, przecież pomidorowy, parmezan (albo jakiś innym twardy żółty ser) no i jeszcze oczywista: pieprz, sól i co tam mi się jeszcze z "przyprawowej szuflady" wyciągnie.
To takie zielone pękate, przekroję na pół i wytargam z niego to co tam w nim w środku siedzi (później to wytargane przesmażę na masełku). Mięsko mielone się udusi (także na masełku, ale jakby ktoś nie lubił bądź bał się cholesterolu, to może na oleju, ale za ten smak nie ręczę):) Do wspomnianego mięska dorzucę cebulę, paprykę, ze dwa pomidorki i czosnek i jeszcze trochę poduszę (a co mi tam). Mając oczywiście nadzieję, że pisząc "uduszę" nie podżegam do mordu. Chociaż nie ukrywam, że mam dzisiaj zamiar "zamordzić" bakłażany:)
Później to uduszone włożę do połówek tego zielonego i przykryję tym podduszonym wytarganym z niego! Kończąc "zamordzenie" i duszenie natrę na to parmezanu i żeby mordom stało się zadość, wsadzę to wszystko na 20 minut do piekarnika:) Miś będzie szczęśliwy:)

środa, 20 października 2010

I demokracja poszła w pizdu!

"Mord łódzki jest dowodem na to, że demokracja jest zagrożona' - Prezes.
Nie wiem czy rządząca partia wie, że stosuje morderczą socjotechnikę wobec partii opozycyjnej, ale Jaro to wie. Więcej, Jaro twierdzi, że Tusk to drugi Gomułka, który rzekł był: Raz zdobytej władzy nie oddamy. Zatem nasuwa się jeden wniosek - po trupach do dalszej władzy.
Antek i Beata twierdzą, że być może zabójca (pamiętajmy, że to zabójca a nie morderca, ponieważ w naszym prawodawstwie nie istnieje pojęcie morderstwa), nie działał w pojedynkę! Może zatem Tusku i inni zamachowcy na życie pana prezesa, wynajęli płatnego zabójcę???
Nikt z PiS-u rankiem nie zadaje pytania jak czuje się rodzina zabitego, czy na przykład jaki jest na obecną chwilę stan zdrowia ich rannego prawnika! Zadają za to pytanie (Antek): Co działo się przez osiem godzin z zatrzymanym, od momentu zatrzymania do chwili przesłuchania przez prokuraturę?
Otóż informuję szanownych, zadających pytania, że po pierwsze: zatrzymanego należy najpierw przeszukać dokładnie (z uwagi na jego bezpieczeństwo i innych, bo gdyby próbował popełnić samobójstwo, to dzisiaj wszyscy policjanci byliby współwinni tuszowania "mordu"). Następnie trzeba go zawieźć do lekarza, który stwierdzi czy można go osadzić w PDOZ, czy to nie będzie również niosło ze sobą jakiegoś zagrożenia. Następnie trzeba sprawdzić jego personalia i na przykład sprawdzić jego przeszłość kryminalną, jeżeli takowa była. Należy również wstępnie go rozpytać, ponieważ jest podejrzanym o zabójstwo (robi się tak nawet jeżeli jest podejrzany o kradzież). Poza tym, kochani posłowie PiS-u, założę się, że na I Komisariacie Policji w Łodzi pracuje kilkunastu policjantów na zmianie, którzy mają inne również inne zadania do wykonania!
Byłoby miło, gdyby niektórzy, zanim zadadzą jakieś pytanie, przez chwilę się zastanowili!
I tak już nawiasem: Po katastrofie smoleńskiej, wilczki PiS-u mówiły, że pan Kaczyński jest pierwszym tragicznie zmarłym prezydentem wolnej Rzeczypospolitej Polskiej. Dzisiaj, przywołali zamach na prezydenta Narutowicza. Czyżby legitymowali się aż tak wybiórczą pamięcią, czy wiedzą historyczną?

wtorek, 19 października 2010

Rodzimy terroryzm...

Nie do siedziby Platformy, nie do siedziby SLD czy PSL, ale do łódzkiego biura PiS wpadł facet i zaczął zabijać! W sumie powinnam być zszokowana i zbulwersowana, a nie jestem! Nie dziwię się człowiekowi w żadnej mierze. Oczywiście nie próbuję usprawiedliwiać zabójstwa, ale jedno jest pewne - chłopu po prostu, zwyczajnie puściły nerwy. Pewnie rankiem bidoczek włączył telewizor i usłyszał grzmoty na temat in vitro i innych postanowień prawnych. Zapewne miał dosyć wszechwiedzących i w każdym calu "naj". Nie wykluczam, że wkurzył się największym posągiem na świecie "Chrystusa Króla". Wydane bzdurnie kolejne setki tysięcy złotych, kiedy może jemu zabrakło w aptece na aspirynę, albo co gorsza na bułkę w spożywczaku!
Często i mnie się scyzoryk otwiera w kieszeni, "wyżywam" się jednak inaczej. Ten pan nie wytrzymał, wziął nóż i stwierdził, że pozbawi świat przynajmniej kilku oszołomów!
Panowie PiS-iory pamiętajcie - agresja rodzi agresję, inaczej być nie może!

poniedziałek, 18 października 2010

Szczęście mnie dzisiaj ogarnęło:)

Jakaś błogość z samego rana na mnie spłynęła. Nieważne, że zimno, nieważne, że poniedziałek i nieważne, że mam trochę pracy! Ważne, że mogę być szczęśliwa. Błogosławieni ci, którzy podjęli się dyskutować czy "zabijać" zarodki i czy prawo do życia ma dziecko numer jeden, dwa czy numer trzy! Pomijając oczywiście fakt, że dawno winni byli to zrobić, ale podobno: co się odwlecze to nie uciecze! Moje szczęście jednakowoż nie jest stricte związane z tą dyskusją. Zgadzam się, że ta metoda dająca możliwość posiadania dzieci jest bardzo potrzebna, smuci mnie jednak fakt, że przepełnione są domy dziecka:( (co może mieć związek również ze stosowaniem "naturalnej" antykoncepcji, czyli żadnej).
Wracając jednak do powodu mojego szczęścia. Od mocno dłuższego czasu, z własnego wyboru, byłam poza kościołem katolickim, poza jakimkolwiek zresztą. Ja tak wybrałam, i co prawda bardzo rzadko, ale czasami zastanawiałam się czy to była dobra decyzja. Dzisiaj jego eminencja, ekscelencja i co tam jeszcze, powiedział, że każdy poseł, który poprze ustawę "in vitro", z urzędu jakoby znajdzie się poza kościołem. PO swojemu, czyli po Magdzinemu, wytłumaczyłam sobie, że skoro każdy poseł to i każdy myślący Polak, również! Zatem, od dzisiaj, z czystym sumieniem (bo nieużywanym) nie muszę zastanawiać się czy kiedyś podjęłam dobrą diecezję - dzisiaj mnie po prostu wyrzucili i już :)))

sobota, 16 października 2010

Kiełbaska wyborcza

Jeżeli nam pozwolicie wygrać - to będziemy mogli przez następne cztery lata, dalej zmieniać Polskę! Jeżeli wygrają inni, stanie się źle! Jeżeli ich dopuścicie do władzy, wszystko to co my już zrobiliśmy pójdzie na marne! Nie pozwalajcie im dojść do władzy, aby nie mogli kontynuować swoich niszczycielskich zapędów!
To głosy zgoła skrajnie różniących się opcji politycznych. A jednak mówią jednym głosem. Na wszystkim tym stracimy my, ale kogo to obchodzi?
Nelly (najznamienitsza polska patriotka - Niemka z rosyjskim akcentem), twierdzi jednak, że to nie my najwięcej tracimy, ponieważ najwięcej stracił kościół! I chociażby mu teraz oddać cały kraj, to i tak swego nie odzyska! Pan premier natomiast (za którego wspomniana Nelly się modli), jest w stanie podpalić cały świat, żeby zniszczyć biedaczynę prezesa i nie mniej biedny kościół. Prezydent zaś, jeszcze przed wyborami "sobie zaszalał" (cytat Nelly) mówiąc o zlikwidowaniu krzyża, ponieważ potrzebował głosów lewicy! Prezes wcale sobie "nie szalał" mówiąc, że Oleksy to lewicowy polityk średnio-starszego pochodzenia, a nie jakaś tam postkomunistyczna świnia.
Za dwa miesiące będziemy mieli nowe władze samorządowe (niektóre nawet, jak te w Sosnowcu) nauczą się głosować poprzez przyciskanie guziczków:) Będziemy mieli nową Polskę i wszystkie spełnione obietnice. Zarówno te z lewej jak i skrajnie prawej strony!
I tutaj mój postulat - musimy otworzyć nową, wyższą uczelnię! Musi to być Hogwart! Wysyłamy tam wszystkich "politycznych" uczniów i już mamy Eldorado:)

wtorek, 12 października 2010

Szlachetny trunek

Konrad książę Cieniawski (Stinaviensis), dla ułomności ciała garbuskiem (Kokirlensis) zwany, syn Konrada książęcia Głogowskiego, proboszcz Wrocławski, zgodnym wyborem na arcybiskupstwo Salcburskie wyniesiony, udał się na objęcie swojej stolicy w towarzystwie znakomitszych prałatów i panów. Ale gdy dojechawszy aż do Wiednia dowiedział się, że w Salcburgu nie było piwa wywarzanego z pszenicy, którego on od dzieciństwa używać nawykł, ale pijano tylko wino, złożył arcybiskupstwo, i z Wiednia wrócił do Polski, do swego księstwa Cieniawskiego, które brat jego Henryk już był tymczasem objął w posiadanie (...) Dla tak błahej przyczyny, a rzekłbym, bardzo płytkiego rozumu, Konrad zrzekł się godności i stolicy arcybiskupstwa Salcburskiego, gdy mógł przecież czy z swego czy z cudzego zboża kazać sobie wyrabiać piwo, jakie mu się podobało, a nie porzucać palliusza arcybiskupiego, który był słusznem prawem pozyskał. (Ja Długosz, początek XIV wieku)

Z piwem Warka związany był również nuncjusz papieski Hipolit Aldobrandini, późniejszy papież Klemens VIII. Przebywając w Polsce bardzo zasmakował w wareckim piwie. Twierdził iż, „było wyborne, szczypiące, z koloru i smaku do wina podobne”. Po powrocie do Rzymu poważnie zachorował. Gdy na łożu boleści wyszeptał "...sancta piva di Polonia... sancta biera di Warka...", obecni przy nim duchowni, sądząc, że chodzi o jakąś nieznaną świętą, zaczęli się modlić: "Santa Piva ora pro nobis" ("Święta Pivo, módl się za nami"). Chory, słysząc to, wybuchnął śmiechem. W rezultacie wrzód, z powodu którego cierpiał, pękł i Aldobrandini zaczął zdrowieć.

W takiej sytuacji pozostaje jedynie zapodać stare przysłowie pszczół, które brzmi: Cudze chwalicie - swego nie znacie. Jeżeli kiedykolwiek, komukolwiek przyjdzie do głowy wychwalanie na przykład osiągnięć amerykańskiej kultury, niechaj przypomni sobie powyższy tekst. Kiedy po obszarze współczesnej Ameryki biegały stada bizonów, a sami Amerykanie w ogóle nie istnieli, wysocy dostojnicy kościelni, dla naszego piwa rezygnowali z niewątpliwych awansów, a najwyższy namiestnik kościoła się do niego "modlił":)
I tak już całkiem na marginesie (taka mała rada dla lekarza prezesa), może lepiej byłoby zamiast psychotropów zapodać Jarkowi zimną Warkę? Może zdarzyło by się tak, że cały "naród" byłby trzeźwiejszy? :)

poniedziałek, 11 października 2010

Absolutny zakaz...

:((( No przecież tak być nie może :(((
Siedemset siedemdziesiąt siedem latających (i nie latających) samolotów na trasie Polska - Białoruś! Krzyże, transparenty oraz chóralne śpiewy "ojczyznę naszą racz nam zwrócić panie"!
Osiemset osiemdziesiąty ósmy raz przedstawiane wyniki (lub ich brak) śledztwa smoleńskiego!
I dzięki temu właśnie ja mam zakaz! A ja się nie zgadzam, a ja protestuję! Ja także chcę, aby ten pan (kimkolwiek on nie jest) zwrócił mi moją ojczyznę, a jeżeli to za dużo, to niech mi odda odrobinę normalności!
Zakaz czego posiadam? Zakaz oglądania telewizji informacyjnej. I to już od soboty! A wydał go nie kto inny, jak mój szanowny małżonek! Dobra, zakaz to zakaz, ale najbardziej wkurza mnie to, że trudno z nim na ten temat "polimeryzować".
Z jednym zgodzić się nie mogę, a mianowicie z grupową odpowiedzialnością! Jeżeli mediom odwaliło, jeżeli jakimś kilku setkom Polaków odebrało rozum, to ja nie mam zamiaru, w żadnym razie za to odpowiadać!
Taaa, poprotestowałam sobie i pora na śniadanie... Nie, nie będę jadła! Nie otworzę lodówki! Co by się stało, gdybym zobaczyła tam albo jakiś niezabezpieczony dowód zbrodni, albo co gorsze kawałek Jarka, który mógłby zatruć mnie swoim jadem? Będę głodna, ale pozostawię sobie odrobinę zdrowego rozsądku! O rzekłam!

piątek, 8 października 2010

Zabrakło słów...

Zabrakło słów, opadło co mogło i wymyślcie sobie co jeszcze tam chcecie! Nie pisałam od przedwczoraj i zrobiłam to z pełnym rozmysłem! Gdybym zaczęła pisać wczoraj czy dzisiejszym rankiem - ten wpis miałby więcej przekleństw i inwektyw, niż sam wujek Gugiel mógłby znaleźć!
Rząd przedstawia propozycję budżetową na nowy, 2011 rok! Spodziewam się, że na mównicy staną ekonomiści, którzy naukowo poprą założenia tej ustawy. Wydaje mi się to być logiczne. Otóż nie. Pan minister finansów rzecze - PiS powinien przeprosić Polaków za straszenie ich wielkim kryzysem! Następnie głos zabiera wiceprezesowa PiSowiaków odpowiedzialna za ekonomię (nawiasem mówiąc jej zawód to etnograf) i uderza w te słowa: Za tragiczny stan finansów publicznych Polski, odpowiedzialna jest Platforma. To wy powinniście przeprosić media i obywateli, nas nie musicie przepraszać, bo nie jesteście w stanie nas obrazić.
To się nazywa merytoryczna dyskusja nad stanem ekonomicznym państwa! Przy takich okazjach, człowiek ma ochotę pójść na Wiejską, wleźć do tego całego cyrku i wszystkim razem i każdemu z osobna przy....
Wyłączyłam TV. Rano włączyłam, chce mimo wszystko wiedzieć co się dzieje i słyszę, że prezesunio nie komentuje bajek! Jego służby nie podsłuchiwały dziennikarzy, nie sprawdzały połączeń i tak dalej i tym podobnie! Pytam grzecznie - co jest do cholery? Nigdy nie wrócimy już do jakiej takiej normalności? To już zawsze tak ma być?

środa, 6 października 2010

Tatuś i siostrzyczka...

Impreza zakończyła się przed dwudziestą trzecią, bo zwyczajnie zabrakło alkoholu. Ciekawostką zapewne jednak jest to, że najprawdopodobniej za sprawą opatrzności Bożej, na zdjęciach policyjnych jak wół stoi lodówka, pełna wódki! Kana Galilejska czy co? Któś wodę w wódę pomieniał? Tatuś Krzysztofa nadal podtrzymuje swoją wersję powodu zakończenia spotkania towarzyskiego! Trochę to mało logiczne, ale nie wiem czy stróżom prawa rzuciło się to w oczy, czy w uszy.
Siostrzyczka zaś, nieprzerwanie od dziewięciu lat pogrążona w żałobie, szlochając mówi, że Krzysztof nie zdążył skręcić drugiej imprezy, zwyczajnie nie miał kiedy! Nadyma się, kiedy wspomina, że ktoś kiedyś brał pod uwagę samouprowadzenie się Krzysztofa, toż to kalumnie! I chyba ma rację, ponieważ zaraz później dodaje, że jeżeli jej brat chciałby się samuprowadzić, to skąd zatem wzięły się ślady opon samochodu, który wycofał pod same drzwi domu?
Swoją drogą, skąd u ukochanej siostrzyczki wiedza, że samochód ten cofał? Jak się po śladach opon poznaje, czy auto jedzie do przodu czy cofa?
Na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź: albo się samemu prowadzi ten samochód albo przygląda się jak ktoś inny to robi...

wtorek, 5 października 2010

Ależ newsy!!!

Dziewięć lat. W sumie, co to jest w porównaniu z wiecznością? Nic, pikuś, albo pan Pikuś, jak kto woli! Ja jednak wolałabym żeby nasz opinia publiczna zajmowała się czymś innym , niż porwaniem pana Olewnika! Z drugiej zaś strony, delikatnie życzyłabym sobie, aby prokuratura i policja, zajęła się tym faktem wcześniej i dokładniej. Cóż, to tylko moje pobożne życzenia! Po tysiącach dni, prokuratura dostrzegła, że mają dwa filmy z domu Olewników, nakręcone w dniu po porwaniu. Nie byłoby w tym nic szczególnego (w końcu nasz wymiar sprawiedliwości nie jest znany z pośpiechu), gdyby nie to, że teraz dopiero zobaczyli, że na każdym z tych filmów inaczej stoją meble w pokoju! Wow, pogratulować spostrzegawczości! Nie wiedzieć dlaczego, dzielni przedstawiciele "organów" postanowili "przebadać" kanapę (swoją drogą, aż dziw bierze, że państwo Olewnikowie, trzymają w domu taką starą kanapę) i znaleźli ślady "kałuży" krwi! Nikt, ale to absolutnie nikt nie wie, do kogo ta krew miałaby należeć - bo na pewno (z tym na pewno, to może trochę przesadziłam), nie do tych, których DNA przebadano. Wysoce prawdopodobnym jest, że do przywódcy porywaczy, ale dla odmiany, jego DNA "organa" nie posiadają:)
Siostra pana Krzysztofa, wydaje się być do dzisiaj załamana śmiercią brata. Być może. Chociaż nie wiem czy dla niej to było najnieszczęśliwsze wydarzenie w życiu? Wszak niewiele wcześniej, przed nim, ojciec ją wydziedziczył, a cały majątek zapisał synowi! Może i tym wątkiem należałoby się zająć? Albo raz na zawsze zamknąć sprawy Olewnika, Papały i wiele innych...

poniedziałek, 4 października 2010

Zamachy, zamachy, zamachy...

Historia zna wiele wyżej wspomnianych! O wielu odpowiednie służby, odpowiednio wcześnie przedsiębrały informacje! Nie wiemy ile zamachów z tego powodu zostało udaremnionych (top secret), ale te które się wzięły i odbyły zawsze wstrząsały opinią publiczną całego świata.
Dzisiaj znowu mamy podobno, w Europie, wysokie zagrożenie!
Władze Francji czy Niemiec nie wszczynają co prawda larum, ale coś na pewno jest na rzeczy!
Wszyscy grzmimy, że powinniśmy prowadzić międzyplanetarną walkę z tym zjawiskiem! I jakbyśmy się umówili, wszyscy zgodnie milczymy w temacie - jak to robić i skąd wziął się ten cholerny terroryzm. Akurat moje blodzenie nie upoważnia mnie do głębokiej analizy tych faktów - bo zwyczajnie mi się nie chce! Jednak na pytanie: Skąd wzięli się byli terroryści?, odpowiem krótko, zwięźle i na temat: sami żeśmy sobie ich wyhodowali! Nie udawajmy, że przybyli z kosmosu, że nasłała ich na nas obca cywilizacja! Najwięcej na sumieniu w tym względzie mają Ci, którzy zawsze szukają terroryzmu tam gdzie jest ropa naftowa i oczywiście nie na swoim poletku! Jeżeli ktoś inny jednak zechce w ten sam sposób poszukać terrorystów, może być pewnym, że ten pierwszy wspomnianych dobrze dofinansuje!

niedziela, 3 października 2010

No i się zadziało!!!

Znajomi pytają mnie: Magda, jak myślisz, wygląda to poważnie, ma to jakieś szanse na zaistnienie? Nie można mówić o szansach na zaistnienie czegoś, co już zaistniało. Teraz jedynie pozostaje pytanie, co pan Janusz z tym zaistnieniem zrobi? Czy będzie to objazdowe show po całej Polsce? Czy będzie to mielenie ozorami i bicie nikomu niepotrzebnej piany?
A może zupełnie odwrotnie, po wczorajszym spotkaniu, udanym skądinąd, sam lider stowarzyszenia i jemu przyboczni, wezmą się do rzetelnej, poważnej roboty? Tego właśnie wielu z nas by sobie życzyło (nie licząc krzyżowców i zgrzędliwych starych ciotek).
Postulaty stowarzyszenia są jasne, zrozumiałe i bliskie wielu ludziom. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że nie będzie łatwo je realizować. Ponieważ czasem próbuję logicznie myśleć (i w jednej próbie na dziesięć osiągam sukces), marzy mi się żeby jakaś ich część została zrealizowana.
Nie znam opinii wielu ludzi na temat, że tak powiem wczorajszego zgromadzenia. Tutaj jednak liczy się moja opinia! Niezależnie od tego co wcześniej napisałam, jedno jest pewne. Nikt, absolutnie nikt, nie może nam dzisiaj zarzucić, że wczoraj bawiliśmy się trwoniąc ciężko zarobione pieniądze podatników! Cieszy fakt, że polityką zajmuje się człowiek, który nie trzyma się kurczowo diety poselskiej, który nie "liże dupy" liderowi ugrupowania, tylko dlatego, że ława sejmowa uratowała mu życie! To wszystko jest mocno pocieszające! Jaka będzie cała reszta? Tego nie wiemy. Powtórzę jedynie za filozofem: "Wczoraj, to już historia, jutro to tajemnica, dzisiaj to prezent, a prezenty są po to, żeby się nimi cieszyć":)

piątek, 1 października 2010

Walczymy!!!

Walczymy z dopalaczami, policja musi mieć do dyspozycji instrumenty prawne - tak rzekł był "doktór" Sokołowski!
Próby wyeliminowania dopalaczy ze sprzedaży, to nie jest nowy temat! I wcale nie uważam, jak niektórzy mądrzy tego świata, że państwo nic w tej sprawie nie robi! Oczywiście, że robi. Dopisuje coraz to nowe substancje do tych zakazanych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii! Moim zdaniem jednak, taka walka nie jest efektywna! I nigdy nie będzie! W najgorszym razie jeden z drugim kupi trzy syropy "Pini" w aptece i też będzie na haju! (fakt, że to akurat średnio mu zaszkodzi).
A może by tak pokusić się o edukację rodziców i nauczycieli w tej kwestii? I to dosyć poważnie, przynajmniej na tyle, aby wiedzieli na temat tych substancji ciut więcej niż dzieci!
Z dziećmi trzeba rozmawiać - a nie tylko zakazywać! Dlaczego nie mielibyśmy z tymi nieszczęsnymi dopalaczami walczyć prewencją? Może by tak ktoś zaczął pokazywać młodym ludziom, co mogą robić, miast palić czy wąchać?
Dlaczego w naszym kraju przeważająca większość ważnych rzeczy odbywa się od tak zwanej "dupy strony"? Czy nikt w tym kraju nie wie, że nie ma podaży bez popytu i nie ma popytu bez podaży?

czwartek, 30 września 2010

Manewry

Niedawno mówiłam o III Wojnie Światowej, i co? I miałam rację! Polski rząd pozwala Federacji Rosyjskiej na rychtowanie się do napaści na nas! Chwała Bogu, Bogu dzięki, jak to ostatnio nasi wielcy przepowiadają, mamy Prezesa!!!
Jak świat światem nie widziałam, aby ktokolwiek ratował kraj, pisząc artykuły! Ale co tam, prezes potrafi!
Od jutra jedynie słuszna partia w kraju zacznie powoływać swoich ambasadorów i konsulów, bo przecież Ministra Spraw Zagranicznych, już powołała.
A już tak zupełnie poważnie - Czy nikt w tym ugrupowaniu nie widzi, że ma psychicznie chorego przywódcę? Historia znała już takich, o czym nieraz przecież już wspominałam.
Politycy pytają, czy on przypadkiem nie jest teraz także na prochach?
Ja pytam - od kiedy na nich jest! Manewry Rosji i Białorusi rzeczywiście były i naprawdę odbyły się we wrześniu. Tyle, że w 2009 roku! Rozumiem, że prezes już wtedy żył w traumie, ponieważ nie podnosił larum!!!
Żądza władzy i psychotropy, to nie jest bezpieczna para!!!

środa, 29 września 2010

Zdroworozsądkowo

Orbis Travel wziął był i złożył wniosek do sądu o ogłoszenie upadłości! Nie dziwi taki fakt, ponieważ od dawna to biuro miało finansowe problemy, pół roku temu zostało odkupione od całego Orbisu i kolokwialnie mówiąc dupa z tego wszystkiego wyszła:)
To, że sobie wzięło i upadło, to jedno. To, że było ubezpieczone na całkiem niezłą sumkę 6 milionów złotych, to drugie. Problem w tym, że pieniądze z ubezpieczenia znowu zostaną roztrwonione! Znowu będą czarterować samoloty żeby sprowadzić tysiąc osób do Polski!
A ja grzecznie pytam po jaką cholerę?
Cena za godzinę wyczarterowania helikoptera (nie samolotu dla kilkudziesięciu osób) to 700 Euro! Biorąc pod uwagę, że czas lotu (samolotem) do Aten to minimum 2 i pół godziny, to biorąc pod uwagę tylko cennik za czarter helikoptera, lot w obie strony kosztuje 3500 Euro!
Czy nie prościej (i znacznie taniej) do jasnej cholery, zapłacić tym ludziom pobyt w hotelu do końca ich wakacji? Za 14 tysięcy złotych można zapłacić chyba kilka pokoi hotelowych w Grecji czy na Cyprze!
Ale nie, nasi marszałkowie wiedzą lepiej, wyczarterują samoloty, wypieprzą w kosmos pieniądze, a Ci którzy wykupili wakacje, nie będą mieli udanego, ciepłego urlopu, a pieniądze, które wybulili na wycieczkę, zobaczą wtedy kiedy zejdą się do kupy dwie niedziele palmowe!

wtorek, 28 września 2010

Niekończąca się opowieść...

Gazeta przypomina, że na filmie, który obiegł cały świat, nakręconym przez Rosjanina tuż po tragedii, słychać strzały. Potwierdza to zeznania innych Rosjan złożone przed polskimi wywiadowcami. Idąc torem teorii celowego spowodowania katastrofy, można zadać pytanie: dlaczego w przypadku przeżycia rannych jednych miano by dobijać, jak spekulują niektórzy, innych zabierać karetkami? Odpowiedź dałaby identyfikacja osób, które znajdowały się w karetkach - przekonuje "Gazeta Polska.
No i mamy cudem ocalonych z katastrofy smoleńskiej! Co tam z katastrofy - z zaplanowanego zamachu na największych Rzeczypospolitej Polskiej. Jednych ocalałych - dobili z kałasznikowów, innych odwozili karetkami na sygnałach!
Pozostaje zatem pytanie - kogo ruscy ocalili? I po co? Może tych najsilniejszych, co by mogli dla nich na Syberii pracować w kopalni diamentów?
Dobili zaś "najważniejszych" - żeby uniknąć międzynarodowego skandalu, a może nawet III Wojny Światowej!
Skądinąd pozostaje mi taki niedosyt rosyjskiej organizacji zamachu - mogłabym nawet im rzec: ech, wy partacze...

poniedziałek, 27 września 2010

Dziś mam podstawy, aby kwestionować strategię wyborczą. Byłem w takim stanie, że - uczciwie mówiąc - to za mnie wymyślano tę kampanię. Byłem w potwornym szoku po śmierci brata, nic gorszego w życiu nie mogło mnie spotkać. Musiałem brać bardzo silne leki uspokajające, co też miało swoje skutki. Już 10 kwietnia, dosłownie w godzinę po katastrofie, dostałem w szpitalu takie środki. Ja nigdy w życiu przedtem żadnych takich leków nie brałem, w związku z tym zadziałały na mnie niezwykle silnie - udziela wywiadu JFK!!!
Czy w takiej sytuacji nie powinno się przypadkiem złożyć do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa?
Jakim prawem pytam, Prawo i Sprawiedliwość wystawiło do kandydowania na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, zasadniczo ubezwłasnowolnionego człowieka? Przecież po lekach psychotropowych samochodu nie wolno prowadzić!!! Pytam zatem, czy można kierować 38-milionowym państwem?
Kiedy analizuję wypowiedź prezesunia, nasuwa mi się tylko jeden wniosek: cała kampania prezydencka prowadzona przez PiS, była jednym wielkim przekrętem i oszustwem z podstawami do zakwalifikowania jako przestępstwo!

piątek, 24 września 2010

Świąt narodowych ciąg dalszy

Mamy święto Trzech Króli. Swoją drogą nie wiem dlaczego nie czterech? Mielibyśmy być może z głowy manifestacje w sprawie ustanowienia Jezusa królem polski!!! Mówię być może, ponieważ mógłby się później znaleźć następny kandydat na panującego!!! Skoro "naród" chciał takiego święta - to je ma!
To teraz ja, polskojęzyczna hołota zajmująca "narodowi" część przestrzeni społecznej, też chcę.
Chcę świąt Sierotki Marysi i siedmiu krasnoludków - osiem dni mamy z głowy.
Żądam ustanowienia świąt Ali Baby i czterdziestu rozbójników (moja połówka postuluje żeby Alemu poświęcić kilka dnia, nie jeden, a każdemu z rozbójników skromnie, po jednym).
W tak zwanym międzyczasie moglibyśmy uczcić Rumcajsa i Cypiska (nie zapominając o Hance), później Bolka i Lolka z Tolą przy ich boku.
Na koniec ustanowić każdego roku jeden miesiąc święta, dla każdego z tych dwóch co to wiadomo co ukradli i komu!
Musimy tylko pamiętać żeby dobrze policzyć dni świąteczne, abyśmy roku nie musieli wydłużać do na przykład pięciuset dni!
Pozostało jedynie zacytować klasyka: widzisz Halincia - I gitara:)

Okradzeni

Pytanie tylko kto został okradziony no i oczywiście przez kogo? Pięknie dzisiaj na to pytanie udzielił odpowiedzi pan Jacek Bazan. Okradzionym jest Kościół, złodziejami między innymi jego zarządcy, świętobliwi księża.
Wszystko byłoby oki, gdyby nie to, że Jacek mówił już o tym bardzo głośno w Superwizjerze, uwaga w 2003 roku!!! Co więcej przedstawiał dokumenty, które poświadczały jego dzisiejsze słowa! Ciekawostką przyrodniczą jest to, że trzy kolejne rządy, a przede wszystkim sławetne CBA (Centralne Biuro Alika) pod wodzą wiadomo kogo, nie zwróciło na ów fakt uwagi! Cóż w naszym kraju już nie dziwi nic!
Za to ksiądz proboszcz Kościoła Mariackiego jest mocno zdziwiony i zaniepokojony medialnym szumem wokół tego, że coś od jego kościoła zostało kupione za 45 tysięcy zeta, a następnego dnia sprzedane za dwie banieczki! I nad czym tutaj szumieć? Przecież pan Marek P. wszystko to robił, zasadniczo bez wiedzy księdza proboszcza. Ba, dzieci w piaskownicy od lat wiedzą, że Marek P. to były pracownik SB (Służby Bożej), a ksiądz biedaczek teraz dowiedział się o tym z mediów!!!
Reasumując - państwo okradzione przez kościół, kościół przez księży i innych przydupasów, a prywatne konta w watykańskim banku odpowiednio zasilone...

czwartek, 23 września 2010

Wspomnianej tolerancji ciąg dalszy...

Niech przestaną być agresywni, niech nie demonstrują tego, że są homoseksualni, niech w końcu nie latają nago po ulicach!!! Ależ nie latają nago po ulicach panie marszałku - delikatnie zwraca uwagę panu Niesiołowskiemu Monika Olejnik.
No jeszcze nie latają, ale tylko dzięki temu, że w Polsce są tacy ludzie jak ja i pani Radziszewska - konkluduje pan Niesiołowski. O dzięki wam wielcy tego "narodu", że jesteście i stoicie na straży przyzwoitości, że tylko dzięki wam nasze dzieci mogą spokojnie wychodzić z domu nie narażając się na widok "gołych pedałów"!!!
Gdyby nie wy, Polska byłaby pełna ciot i lesbijek, czarnuchów i chińczyków, heretyków i innych popaprańców!!! Jestem dumna z tego, że mogę żyć w tak "chronionym" państwie. Moja duma jest tak porażająco wielka, że za chwilę mnie rozsadzi!!! (wszystko powyżej to oczywiście sarkazm i ironia).
A teraz już bez ironii, aczkolwiek z wielkim żalem - kiedy znowu polecę do Nicei, w życiu się nie przyznam, że jestem Polką, będę bardzo głośno mówić po rosyjsku. Jestem pewna, że wolę być pytana o Putina czy Miedwiediewa, niż... wiadomo o kogo...

środa, 22 września 2010

Porażająca tolerancja!

Zwykłam narzekać, że nasze społeczeństwo nie jest tolerancyjne. Nie dlatego żebym ogólnie była narzekająca, ale dlatego, że tak właśnie jest. Homoseksualizm nazywamy chorobą i egzorcyzmujemy gejów i lesbijki. Mało kto pamięta, że nie inny akt prawny jak Konstytucja RP gwarantuje wszystkim równość!!!
Dzisiaj już nie mam pretensji do ogólnie pojętego polskiego społeczeństwa!!! No bo jak je mieć, skoro ktoś kto powinien bronić równi praw, na forum kilku milionów ludzi dyskryminuje lesbijkę?
Co to za baba? Hmm... Pani Radziszewska, która przez rząd została powołana na pełnomocnika do spraw równego traktowania!
Zastanawiam się teraz, czy ja przez przypadek nie straciłam zdolności logicznego rozumowania? Kiedy czytam "pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania", myślę - człowiek stojący na straży przestrzegania postanowienia konstytucji! I źle myślę!!!
Pani Elżbieta orzekła, że katolicka szkoła może odmówić zatrudnienia nauczycielki, która ma inną orientację seksualną niż ta preferowana przez kościół!!! No jakież to logiczne!!!
Kiedy się stoi na straży równości traktowania wyznaje się zasadę, że są równi i równiejsi! Ci ostatni to oczywiście "naród" stojący pod krzyżem!!!

wtorek, 21 września 2010

Polecimy:)

Będziemy latać! Mamy Tupolewa! Hurra, wydaliśmy na jego remont (przepraszam, na remont obu Tu) tylko siedemdziesiąt milionów! Więcej, co roku płacimy następne sto milionów LOT-owi za czarter Embraera 175, a władze LOT-u zdziwione, że przy każdym locie potrzebne są trzy pełne załogi!!! Cóż, poczynając od rządów SLD, poprzez moją "ukochaną" formację polityczną, na rządach Platformy kończąc, nie zdążyliśmy przeprowadzić przetargu na zakup samolotów dla tak zwanych VIP-ów (bardzo irytujących osób).
Szczerze, ja się nie dziwię ich zdziwieniu!!! W końcu jak ja lecę - to ze mną leci jedna załoga :) Hmmm, więcej chyba mi nie potrzeba...
Naszym najjaśniejszym się przynależy i tak ma być!!!
Wracając jednak do Tupolewa! Nie najnowsza co prawda technologia (bo sprzed czterdziestu lat), ale przyznać należy szczerze, że najmniej awaryjna. Będą nim latały VIP-y!!! Tak orzekli! Się nie boją. Katastrofa katastrofą - ale oni się nie boją Mamy bohaterów!!!
Hmmm, w takim razie uznajmy za bohaterów wszystkich tych, którzy jeżdżą na przykład fiatami - pewnie w wypadkach z uczestnictwem tych samochodów także ginęli ludzie! Co więcej - wielu ludzi zginęło na drodze idąc piechotą - przestańmy wychodzić z domu, albo jak już wychodzimy, od razu okrzyknijmy siebie bohaterami, i to przez duże "B"!!!

poniedziałek, 20 września 2010

Nie jesteśmy przygotowani...

Poważne problemy, przed którymi stoimy nie mogą być rozwiązane na tym poziomie myślenia, na którym byliśmy, kiedy je stworzyliśmy - nie, nie, aż taka mądra to ja nie jestem - po prostu cytuję geniusz Alberta Einsteina:)
Przeczytałam to zdanie i pomyślałam, że jesteśmy bez szans na jakąkolwiek poprawę jakości życia społecznego, a co dopiero politycznego!!!
Namnożyło nam się problemów ze służbą zdrowia, z gazem czy w końcu beatyfikacją Kaczyńskich. I co? I dupa!!! Nic nie zrobimy z tym wszystkim, ponieważ poziom myślenia naszych "wielkich" nie ewoluuje!!! Zapewne są świadomi problemów, ale to sprawy nie załatwia.
Moja siostrzenica, kiedy jeszcze była nastolatką, rzekła do mnie takie oto zdanie: Jeżeli ktoś się ciągle nie rozwija - to się zwija!!!
Pamiętam je, ponieważ uważam, że jest nadzwyczaj proste, a zarazem nadzwyczaj trafne!!!
Mam wrażenie, że nasi parlamentarzyści i inni odpowiedzialni za jakość polityki i retoryki, skończyli kiedyś tam szkoły i już. Skoro zaszli już tak "wysoko" po jaką cholerę zdobywać nową wiedzę? Komu to się przyda? No przecież nie im!!!
A nam by się przydało...

piątek, 17 września 2010

Bohater czy terrorysta?

Ja nie sobie stawiam to pytanie. W żadnym razie nie uważam, by pana Zakajew był terrorystą. Pytam tak sobie, ponieważ trudno zaprzeczać faktom! Jest międzynarodowy list gończy? Jest! Co mówi polskie i międzynarodowe prawo? Ano jasno i wyraźnie mówi, że takiego człowieka, organy każdego demokratycznego państwa, mają obowiązek zatrzymać! I po co do jasnej cholery kruszyć o to kopie? Przecież nikt mu jasna dupa krzywdy nie zrobił!!! I zapewne nie zrobi!!!
Okazało się dzisiaj, że posłowie mojej "najukochańszej" partii znowu są znawcami od wszystkiego!!! Wszyscy mają dyplomy z międzynarodowego prawa!!! Wszyscy są co najmniej doktorami prawa polskiego, co więcej również duńskiego i brytyjskiego!!! Co więcej, na pamiąchę i na wyrywki znają historię konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego, który praktycznie bez przerwy trwa od prawie dwóch wieków!!! Pan Błaszczak i inni wierni od dzisiaj powinni zasiadać w ławach Trybunału w Strasburgu!!! Marnieją nam tutaj, w ławach poselskich, najtęższe umysły świata!!! Wyślijmy ich może do prezydenta Obamy? Obłaskawią mu wszystkich "walczących o niepodległość" i wszyscy będziemy mieli z bańki walkę z międzynarodowym terroryzmem!!! A samemu "najwyższemu" proponuję małą wycieczkę, z krzyżem, do Groznego, celem zlikwidowania konfliktu!!! Później może jeszcze skoczyć do Moskwy i zmusić Putina, by uznał raz na zawsze niepodległość Czeczenii!!! A my (nie naród, tylko polskojęzyczna hołota) będziemy mieli odrobinę spokoju i nadzieję na powrót zdrowego rozsądku!!!

czwartek, 16 września 2010

środa, 15 września 2010

BOR

Art. 2. 1. Do zadań BOR, z zastrzeżeniem ust. 2, należy ochrona:
1) Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, Marszałka Sejmu, Marszałka Senatu, Prezesa Rady Ministrów, wiceprezesa Rady Ministrów, ministra właściwego do spraw wewnętrznych oraz ministra właściwego do spraw zagranicznych,
2) innych osób ze względu na dobro państwa,
3) byłych prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej na podstawie ustawy z dnia 30 maja 1996 r. o uposażeniu byłego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz. U. Nr 75, poz. 356 i z 1998 r. Nr 160, poz. 1065),
4) delegacji państw obcych przebywających na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej,
5) polskich przedstawicielstw dyplomatycznych, urzędów konsularnych oraz przedstawicielstw przy organizacjach międzynarodowych poza granicami Rzeczypospolitej Polskiej,
6) obiektów i urządzeń o szczególnym znaczeniu oraz zapewnienie ich funkcjonowania,
7) prowadzenie rozpoznania pirotechniczno-radiologicznego obiektów Sejmu i Senatu,
8) obiektów służących Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Prezesowi Rady Ministrów, ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych oraz ministrowi właściwemu do spraw zagranicznych. - ustawa o biurze ochrony rządu z dnia 16 marca 2001 roku.
W dokumencie tym wyszczególniono osiem punktów, określając dokładnie komu lub czemu w państwie ma służyć ochroną formacja na co dzień nazywana - BOR-em!!!
Ja grzecznie zatem pytam kim lub czym jest pan Jarosław Kaczyński?
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej? Inną osobą, której gdyby się coś stało, to ucierpiałoby dobro Polski? A może byłym prezydentem naszego państwa? Może być tak, że jest obiektem o szczególnym znaczeniu?
Czemu i komu ma służyć ochrona prezesa przez BOR? Wiem jedno, na pewno nie dobru naszego kraju!!!

wtorek, 14 września 2010

Będziemy mieli lepiej!!!

Żłobki nie będą już ZOZ-ami, więc dziewczyny i chłopaki bierzcie się do roboty:) Będziecie mieli od cholery żłobków, nawet w każdym zakładzie pracy i tak dalej i tym podobnie!
Zanim jednak weźmiecie się do tejże roboty, walcie gremialnie na studia!!! Ale nie teraz!!! Od października 2011!!! Bo teraz za trudno:)
Za rok będzie łatwiej, a za pięć lat będziemy mieli stada baranów z dyplomami i tytułami naukowymi!!!
Co więcej, jak taki jeden baran z drugim zechce zostać "doktorem" i te wrota przed nim całkowicie otwarte!!! Napisz, albo użyj opcji , opublikuj tę wypocinę w ogólnopolskim wydawnictwie i żeś jest "doktor". Żeby mieć "tylko" wyższe wykształcenie - nawet podstawową umiejętnością pisania, popisać się delikwent nie musi!!!
Skandal!!! W podstawówce dziecko musi umieć pisać - student - nie musi!!! Doktor - jeden artykuł!!!
Zastanawiam się co na to ludzie, którzy posiadają tytuł naukowy "doktor" i musieli dwa lata studiować, przeprowadzać badania i napisać dwie (w miarę logiczne) książki?
Po cholerę panowie i panie się uczyliście??? Było poczekać do 2011 roku i otrzymać minimum tytuł profesora zwyczajnego!!!