środa, 24 listopada 2010

Kłólik w śmietanie

W sumie, lepszy byłby zając, ale ja na polowania nie chodzę, nawet za tymi w supermarketach nie przepadam:)
Można za to w bezkrwawych łowach zapolować na jakiegoś gospodarza, który dostarczy nam już gotowego kłólika, takiego co to wychowywał się na wsi! Inne szczerze mówiąc, nie są najlepsze!
Jak się go już posiada to można go dusić w całości albo poporcjować, bo we dwoje zjeść na jeden raz nie sposób:) Podroby z niego można wykorzystać do pasztetu, takiego na przykład według przepisu Ozona:)
Ja gotuję dla dwóch osób, więc zapodałam jedną tylną nogę (bo w odróżnieniu od kurczaka króliki je posiadają) i dla siebie kawałek schabu:) Umyłam, osuszyłam mięsko i wciepnęłam do rondla na dwie rozgrzane łychy masła (jeżeli ktoś uważa, że masło jest niezdrowe może to samo zrobić na oleju, ale za smak ja nie ponoszę odpowiedzialności). Dołożyłam tam trzy ziarenka ziela angielskiego, dwa listki laurowe, sól i pieprz. Przykryłam i dusiłam aż mięsko nie stało się miękkie. Później bez przykrywki pozwoliłam się mięsku zrumienić. Na koniec dodałam pół szklanki 30% śmietany i poczekałam aż się zredukuje. Dobre:) Po południu tylko ugotuję ziemniaczki i zaleje mizerię śmietaną:)
Jutro faszerowana cielęcina:)

9 komentarzy:

Michał Bartczak pisze...

Nie o to chodzi aby złapać kłolika, tylko aby go gonić...

... ale i tak wszyscy wiedzą że jak się goni to po to aby skonsumować. O!

Ruda pisze...

Kto o czym, to o czym, a głodny o chlebie :)))

ozon pisze...

Podoba mi się twój przepis. Zaraz go sobie zapiszę. To mięsko MUSI być wspaniałe:)))

Michał Bartczak pisze...

Nie o chlebie tylko o kłólikach!

ozon pisze...

"Ruda", dusiłaś tylko na maśle? To ono się raczej usmażyło:)

ozon pisze...

Znaczy, królik się usmażył:))) Bosz..., jak ja piszę:)

Ruda pisze...

Tylko na masełku, on pod pokrywką puszcza jeszcze własne soki:) Ale jak chcesz, możesz odrobinę podlać na przykład bulionem albo białym, wytrawnym winem:)

ewa* pisze...

Jeśli są już ziemniaczki i mizeria, to się wpraszam na obiadek.:)
Królika nie jadłam chyba jak żyję, bo zawsze jakoś mi się smutno kojarzyło z miłym futerkiem do głaskania...
Tak samo mam z zającami. Natomiast z drobiem hodowlanym, rogacizną i nierogacizną takie skojarzenia mnie nie dręczą.:)

Michał Bartczak pisze...

To w takim razie jutro zapraszamy na faszerowaną cielencinkę...