czwartek, 25 listopada 2010

Proszona obiado-kolacja

Żeby zacząć dzisiaj gotować, trzeba upolować ładny kawałek mięsa. Co prawda powinna to być cielęcina, ale skoro Ewa nie jada nic futrzastego, to pewnie i małej krówki czy byczka, także nie. Zatem wzięłam i upolowałam ładny kawał wołowiny (ale z młodego wołu, bo taka lepsza). Jak rozpoznać czy wół był młody? Im jaśniejsze mięsko, tym młodszy wół. Nie dotyczy polędwicy, zazwyczaj bywa ciemniejsza:)
Zaopatrzona już w mięsko, pokroiłam je na plastry i rozbiłam tłuczkiem (tego nie lubię, zawsze potem boli mnie ręka, ale Misiek mówi, że dlatego, iż ponieważ nie mam opracowanej technologii tłuczenia):) Roztłuczone już plastry natarłam rozgniecionym czosnkiem z solą i pieprzem i zostawiłam na noc w lodówce. Wieczorkiem, przy lekturze "Faktów" pokroiłam w plasterki jakieś 40 dkg pieczarek i w kostkę jedną średnią cebule - dodałam do tego sól, pieprz i tymianek i udusiłam na łyżce masła i też wsadziłam do lodówki. Następnego dnia trzeba było zetrzeć skórkę z jednej cytryny i wycisnąć sok z jej połówki (nie z mojej połówki, tylko rzeczonej cytryny), wymieszać to z mięskiem i zostawić na kilkanaście minut. Do połowy uduszonych pieczarek zapodałam połowę czerwonej papryki (pokrojonej w kostkę), jedno surowe jajo i dwie łyżki bułki tartej. Tak przygotowanym farszem napakowałam mięsko i zwinęłam w roladki (żeby się nie rozpadły można spiąć wykałaczkami albo owiązać nitką. Nie można oczywiście przed podaniem na stół zapomnieć o tych drewienkach czy sznurkach):)
Rolady powędrowały na rozgrzane dwie łych masełka i się rumieniły. Po zakończeniu wspomnianego procesu, do gara powędrowało resztę pieczarek i szklanka białego, wytrawnego winka:) Pozwoliłam się temu dusić do miękkości (rzecz jasna pod pokrywką). Po uduszeniu sos doprawiłam śmietaną z odrobiną mąki. Całość zwieńczyły kopytki i czerwone buraczki... Bez komentarza:)

13 komentarzy:

Michał Bartczak pisze...

No bo trzeba używać grawitacji na swoją korzyść, a nie 'prawdziwej siły'...

... nawet jeśli 'prawdziwa siła techniki się nie boi'

Ruda pisze...

Grawitacji powiadasz, nie uczyli mnie w szkole używania grawitacji do tłuczenia kotletów:) Ale warto się nad tym zastanowić:) albo rozbijanie pozostawić Tobie:)

ozon pisze...

Już mi kapie ślinka. No i te kopytka:))) Ja, niestety, robię dziś tylko mielone z kaszą w sosie grzybowym. No, może jakiś ogóreczek do tego.

Ruda pisze...

Mielone są mniam :) U mnie zawsze z ziemniakami bo Misiek kaszy nie lubi:) A ja uwielbiam kaszę z sosem wołowym i czerwonymi buraczkami:)

Ruda pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Michał Bartczak pisze...

Ale Magdzine Mielone to po prostu...

... no poezja.

Są tacy specjaliści co kilogram ich dają radę wciągnąć... nawet jeśli potem przez 2 dni nic nie mogą zjeść :)

ozon pisze...

Coś mi się wydaje, że i Ty do nich należysz? :)))

Michał Bartczak pisze...

Nie :)

Ja nie. Ale w trakcie jedzenia bardzo bym chciał!

Ruda pisze...

To prawda, w trakcie jedzenia Misiek bardzo się stara, ale nie może bidoczek dotrzymać kroku innym miśkom:)

ozon pisze...

"Innym miśkom", Magda, to Ty stado masz do wykarmienia???

Ruda pisze...

Czasami i tak bywa:) Stadnie przybywają do koryta i wodopoju (no może niekoniecznie pragną wody):)

ewa* pisze...

Madziu, jestem naprawdę szczerze wzruszona, że uwzględniłaś moje gusta.:)
Roladki prima sort, aż ślinka leci.Kopytka i buraczki po prostu uwielbiam.
A tak nawiasem mówiąc, do tłuczenia, to nie mogłabyś wypożyczyć z demobilu jakiejś albinówki? ;)

Ruda pisze...

Mówisz, że "Luśka" by się nadała:)
Ten obiad dla Ciebie brzmiał dzisiaj tak realistycznie, że Misiek zapytał: Czy przypadkiem Ewa nas dzisiaj nawiedza?:)