Zaopatrzona już w mięsko, pokroiłam je na plastry i rozbiłam tłuczkiem (tego nie lubię, zawsze potem boli mnie ręka, ale Misiek mówi, że dlatego, iż ponieważ nie mam opracowanej technologii tłuczenia):) Roztłuczone już plastry natarłam rozgniecionym czosnkiem z solą i pieprzem i zostawiłam na noc w lodówce. Wieczorkiem, przy lekturze "Faktów" pokroiłam w plasterki jakieś 40 dkg pieczarek i w kostkę jedną średnią cebule - dodałam do tego sól, pieprz i tymianek i udusiłam na łyżce masła i też wsadziłam do lodówki. Następnego dnia trzeba było zetrzeć skórkę z jednej cytryny i wycisnąć sok z jej połówki (nie z mojej połówki, tylko rzeczonej cytryny), wymieszać to z mięskiem i zostawić na kilkanaście minut. Do połowy uduszonych pieczarek zapodałam połowę czerwonej papryki (pokrojonej w kostkę), jedno surowe jajo i dwie łyżki bułki tartej. Tak przygotowanym farszem napakowałam mięsko i zwinęłam w roladki (żeby się nie rozpadły można spiąć wykałaczkami albo owiązać nitką. Nie można oczywiście przed podaniem na stół zapomnieć o tych drewienkach czy sznurkach):)
Rolady powędrowały na rozgrzane dwie łych masełka i się rumieniły. Po zakończeniu wspomnianego procesu, do gara powędrowało resztę pieczarek i szklanka białego, wytrawnego winka:) Pozwoliłam się temu dusić do miękkości (rzecz jasna pod pokrywką). Po uduszeniu sos doprawiłam śmietaną z odrobiną mąki. Całość zwieńczyły kopytki i czerwone buraczki... Bez komentarza:)
13 komentarzy:
No bo trzeba używać grawitacji na swoją korzyść, a nie 'prawdziwej siły'...
... nawet jeśli 'prawdziwa siła techniki się nie boi'
Grawitacji powiadasz, nie uczyli mnie w szkole używania grawitacji do tłuczenia kotletów:) Ale warto się nad tym zastanowić:) albo rozbijanie pozostawić Tobie:)
Już mi kapie ślinka. No i te kopytka:))) Ja, niestety, robię dziś tylko mielone z kaszą w sosie grzybowym. No, może jakiś ogóreczek do tego.
Mielone są mniam :) U mnie zawsze z ziemniakami bo Misiek kaszy nie lubi:) A ja uwielbiam kaszę z sosem wołowym i czerwonymi buraczkami:)
Ale Magdzine Mielone to po prostu...
... no poezja.
Są tacy specjaliści co kilogram ich dają radę wciągnąć... nawet jeśli potem przez 2 dni nic nie mogą zjeść :)
Coś mi się wydaje, że i Ty do nich należysz? :)))
Nie :)
Ja nie. Ale w trakcie jedzenia bardzo bym chciał!
To prawda, w trakcie jedzenia Misiek bardzo się stara, ale nie może bidoczek dotrzymać kroku innym miśkom:)
"Innym miśkom", Magda, to Ty stado masz do wykarmienia???
Czasami i tak bywa:) Stadnie przybywają do koryta i wodopoju (no może niekoniecznie pragną wody):)
Madziu, jestem naprawdę szczerze wzruszona, że uwzględniłaś moje gusta.:)
Roladki prima sort, aż ślinka leci.Kopytka i buraczki po prostu uwielbiam.
A tak nawiasem mówiąc, do tłuczenia, to nie mogłabyś wypożyczyć z demobilu jakiejś albinówki? ;)
Mówisz, że "Luśka" by się nadała:)
Ten obiad dla Ciebie brzmiał dzisiaj tak realistycznie, że Misiek zapytał: Czy przypadkiem Ewa nas dzisiaj nawiedza?:)
Prześlij komentarz