wtorek, 21 grudnia 2010

Wigilijna "moczka"

Nie znam pochodzenia tej potrawy, ale pamiętam, że pierwszy raz w naszym domu ugotował ją mój szwagier, kiedy miałam 10 lat. Miał on niemieckie korzenie, więc bardzo być może, że moczka pochodzi gdzieś stamtąd. To już teraz mniej ważne, ponieważ w domach mojej rodzinki potrawa ta gości corocznie od jakich kilkudziesięciu lat. Dokładnie od ilu - nie powiem:)))
Na dzień dobry należy zaopatrzyć się w pięć opakowań katarzynek. Dla niezorientowanych - katarzynki to nie dziewczynki, tylko takie pierniki bez żadnych polew i innych dodatków:)))
Bierze się owe pierniczki, układa w dużym garnku i zalewa wrzątkiem (tak ciut mniej niż pół garnka) i się przykrywa pokrywką i już.
Do miski wsypuje się pół kilograma suszonych śliwek, zalewa wrzątkiem i przykrywa. Dokładnie tę samą czynność przeprowadza się z 20 dkg rodzynek (sułtańskie najlepsze), 10 dkg migdałów, 15 dkg suszonych fig i czterema, pięcioma suszonymi morelami. Każdy owoc w osobnej miseczce. Kiedy się to wszystko już uczyni - można wziąć kąpiel i iść sobie spać, albo robić jakieś tam inne różne rzeczy:) Całą resztę będziemy robili jutro. Jeżeli już biegniecie po składniki, to pamiętajcie, że jeszcze trzeba dokupić 20 dkg orzechów włoskich, 10 dkg orzechów laskowych i dwie, no góra trzy cytryny :)))

5 komentarzy:

Michał Bartczak pisze...

Mmm... święta!

Dobre będzie :)

Ruda pisze...

Musi być! Zresztą zawsze jest:)))

ozon pisze...

A co ,kurka, dalej??? Jeśli mam zdążyć do wigilii, to chcę wiedzieć już:(((

Ruda pisze...

Się nie pieklij Kochana:) Masz już całą resztę :)

ozon pisze...

Dzięki:)))