środa, 29 września 2010

Zdroworozsądkowo

Orbis Travel wziął był i złożył wniosek do sądu o ogłoszenie upadłości! Nie dziwi taki fakt, ponieważ od dawna to biuro miało finansowe problemy, pół roku temu zostało odkupione od całego Orbisu i kolokwialnie mówiąc dupa z tego wszystkiego wyszła:)
To, że sobie wzięło i upadło, to jedno. To, że było ubezpieczone na całkiem niezłą sumkę 6 milionów złotych, to drugie. Problem w tym, że pieniądze z ubezpieczenia znowu zostaną roztrwonione! Znowu będą czarterować samoloty żeby sprowadzić tysiąc osób do Polski!
A ja grzecznie pytam po jaką cholerę?
Cena za godzinę wyczarterowania helikoptera (nie samolotu dla kilkudziesięciu osób) to 700 Euro! Biorąc pod uwagę, że czas lotu (samolotem) do Aten to minimum 2 i pół godziny, to biorąc pod uwagę tylko cennik za czarter helikoptera, lot w obie strony kosztuje 3500 Euro!
Czy nie prościej (i znacznie taniej) do jasnej cholery, zapłacić tym ludziom pobyt w hotelu do końca ich wakacji? Za 14 tysięcy złotych można zapłacić chyba kilka pokoi hotelowych w Grecji czy na Cyprze!
Ale nie, nasi marszałkowie wiedzą lepiej, wyczarterują samoloty, wypieprzą w kosmos pieniądze, a Ci którzy wykupili wakacje, nie będą mieli udanego, ciepłego urlopu, a pieniądze, które wybulili na wycieczkę, zobaczą wtedy kiedy zejdą się do kupy dwie niedziele palmowe!

12 komentarzy:

Michał Bartczak pisze...

No bo jak biuro bankrutuje to wszyscy wiedzą że muszą ucierpieć na tym klienci.

Bo jakby mieli wycieczki normalne to by newsa nie było i w ogóle taka upadłość to się nie liczy.

A za przeprowadzenie odpowiedniego postępowania upadłościowego (nagłośnionego biednymi zawróconymi i wyrzuconymi z pokoi hotelowych gośćmi) można dostać niezłego pieniążka.

Jak nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o kasę.

Ruda pisze...

Pozostaje jednak pytanie. Kto i ile zarobi na oszczędnościach ludzików, którzy właśnie polecieli lub mieli polecieć do ciepłych krajów?

ewa* pisze...

I cóż w tym dziwnego, że źle zarządzane biuro plajtuje? Udziałowiec doszedł do wniosku, że nie będzie więcej dokładał do nierentownej spółki i słusznie. Na hazard to sobie można pozwolić w kasynie, a nie w biurze turystycznym, w biuro, powstałe z molocha „Orbisu” wyraźnie sobie nie radziło na wolnym rynku. Marszałek nie ma nic do tego, to była prywatna firma, związana z kapitałem zagranicznym i on tu żadnych decyzji nie podejmował. Ani rząd, ani władze samorządowe nie prowadzą biur podróży. Turystyka, to taki sam towar, jak wszystko inne, kupujesz na własne ryzyko, a jak się zawiedziesz, to idź do ubezpieczyciela, dochodź swoich praw sądzie albo u rzecznika praw konsumentów. Normalny rynek. Złe firmy upadają, nowe wchodzą na ich miejsce. Zawiedzeni turyści muszą sobie sami poradzić, nikt za nich nic mądrego nie wymyśli. :)
Kto zarobi? Następna spółka córka!:)

Ruda pisze...

Ewuś! Nie chodziło mnie o złe zarządzanie biurem podróży! Ja pytałam, dlaczego tak bezsensownie wydawane są pieniądze od ubezpieczyciela, którymi jednakowoż zarządza marszałek województwa!

ewa* pisze...

autokorekta: nie "w biuro", tylko "a biuro", sorry :)

ewa* pisze...

Dysponentem tej kwoty jest marszałek województwa mazowieckiego, ponieważ na jego terenie jest zarejestrowana spółka. A więc nie zarządza, tylko dysponuje tym, co ubezpieczyciel łaskawie przyśle. Urząd marszałkowski jest odpowiedzialny za sprowadzenie turystów do kraju i ewentualny podział pozostałej kwoty.
Marszałek wnioskuje o pieniądze od ubezpieczyciela i ustala zasady, na podstawie których dokonuje zwrotów. Ubezpieczyciel ciurka zaliczki na te cele, a jak je ciurka, można się domyślić.

Michał Bartczak pisze...

Oj można.... można

Nie ciurka w ogóle bez nakazu sądu.

ozon pisze...

A ja wolę Mazury. A tam najlepiej samochodzikiem :)))

Ruda pisze...

Zawsze można sobie samemu zorganizować wycieczkę:) Lotem o 13.40 do Nicei, rezerwacja hotelu Solara i o 17.00 - Lazurowe Wybrzeże:)
Powrót którekolwiek dnia tygodnia o 16.40 z Nicei i 19.00 na Okęciu:) albo w Gdańsku - z tym akurat róznie bywa:)

Michał Bartczak pisze...

Tak, zależy od mgły...

... bo na przykład nasi piloci *nie* mają nikogo nakazującego im lądować w złych warunkach.

Ląduje się wtedy co prawda w Gdańsku a nie w Warszawie, ale wolę to niż wariant Smoleński.

Ruda pisze...

Tak właśnie lądowaliśmy, dwa razy w ciągu kilku godzin! Na początku były nerwy, a później podróżujący zaprzyjaźnili się i do dzisiaj mamy kontakt z ludźmi, którzy przeżyli "podróż życia" :) Ważne, że to była podróż życia. Cali i zdrowi wróciliśmy drugiego dnia autokarem:)

ozon pisze...

A ja zawsze mówię:Nic na siłę! :)))