Dzisiaj jeden z posłów mojej "ulubionej" partii podjął podobną dyskusję z trybuny sejmowej. Obliczył dokładnie ile co miesiąc zostaje w portfelu pani Irenki, która pracuje "na kasie" w hipermarkecie (po podniesieniu podatku vat), a ile panu Donaldowi, Prezesowi Rady Ministrów!
Swoją drogą, ciekawe ilu asystentów przygotowało wspomniane wyliczenia panu posłowi? I ile im za to wpłynie na konto i to niekoniecznie przelewem z konta pana posła.
Co więcej, w żadnym razie pan poseł nie wspomniał, ile jemu pozostaje z diety poselskiej! Czy musiałby wtedy przyznać, że Premier ma jednak większą odpowiedzialność od niego? A może musiałby bić się w pierś, że co miesiąc z budżetu pobiera dietę? Dla przypomnienia dieta poselska to:zwrot kosztów ponoszonych w związku z wykonywaniem mandatu posła. Wypłacana z budżetu państwa, jej wysokość określają wspólnie Prezydium Sejmu i Prezydium Senatu. Nie podlega opodatkowaniu. Przysługuje od dnia złożenia ślubowania do końca trwania kadencji parlamentu.
Zwrot kosztów? Jakich kosztów? Może dojazdu do pracy? A to pani Irence też zwracane są takie koszta?
2 komentarze:
Oczywiście że są!
Bodajże 1335 pln rocznie.
Mhm, a pani Irenka z hipermarketu też dostaje zwrot ze skarbu państwa?
Prześlij komentarz